Total Pageviews

Wednesday, December 26, 2012

-dziewiąty-

Droga Libby
Czemu nie piszesz ? Wciąż od nowa czytam twój jedyny list jaki do mnie napisałaś nie mogąc doczekać się kolejnego, codzienne sprawdzam skrzynkę czy aby coś nie przyszło ale codziennie od nowa przeżywam rozczarowanie.
Ale powinnam przyzwyczaić się już do tego uczucia, ostatnio ciągle ktoś mnie rozczarowuje, zawodzi, choć istnieje też opcja, że to wszystko moja wina.
W ostatni liście pisałam Ci o moich rodzicach, są już nowe informacje na ten temat... matka odeszła... odjechała w nocy samochodem pakując do niego wszystkie swoje rzeczy nawet się z nami nie żegnając, zostawiła tylko krótki liścik z napisem ' wybaczcie' i to wszystko... tyle ją widziałam.
Ryan jak zwykle niczym się nie przejmuje... żyje dalej jak gdyby nigdy nic. Czasami zazdroszczę mu tego spokoju, tej umiejętności oddzielania swojego życia od życia innych.
Ja tak nie potrafię.
Mam tatalny burdel w głowie.
Nie dosyć, że rozsypało mi się życie rodzinne to osobiste też nie jest w najlepszym stanie.
Wczoraj wieczorem Harry mnie pocałował.
Marzyłam o tym od tak dawna, wiele razy wyobrażałam sobie ten moment jako najlepszy w moim życiu, jako spełnienie najskrytszych pragnień... jednak od razu po tym uciekłam , chciałam znaleźć się jak najdalej od niego, od moich uczuć, od wszystkiego... Nie wiem dlaczego... po prostu nagle dostałam ataku paniki, serce stanęło a nogi same ruszyły przed siebie.
Od tej chwili ciągle do mnie dzwoni, piszę... rano był nawet u mnie w domu lecz po długich namowach Ryan zgodził się by powiedzieć, że mnie nie ma.
Podsłuchałam rozmowe Zyana, że dzisiaj wychodzą gdzieś całą paczką więc pod wieczór odważyłam się wyjść z domu i udać się na plażę, właśnie tutaj piszę ten list do Ciebie, patrząc na morze i wsłuchując się w szum fal.. tylko tak mogę się skupić by odpowiednio dobrać słowa.

Libby tak strasznie mi Cię brakuje, zbliżają się Twoje urodziny, święta i nowy rok, a Ciebie ze mną nie ma. Nadal jesteś moją najlepszą przyjaciółką, i nawet jeśli ty nie chcesz nią być dla mnie na zawsze nią będziesz.


Na Zawsze Twoja.
Charlie.





-Czemu nie odbierasz telefonów ?- usłyszałam głos zza swoich pleców i przerażona odwróciłam się. Gdy zobaczyłam burzę loków i te jadowicie zielone oczy, cała moja wczorajsza panika ponownie wróciła i moje nogi zbierały się do startu, lecz on przewidział mój ruch i przytrzymał za ramię.
-Co się stało proszę przestań mnie zwodzić- spojrzał na mnie z takim bólem w oczach, że miałam ochotę się rozpłakać.
Nie odpowiedziałam.
- Charlie, proszę...
Cisza.
- Dlaczego Ty nie chcesz ze mną rozmawiać, co zrobiłem nie tak ?
Wpatrywałam się w morze udając nie wzruszoną.
- Myślałem, że... no, że Ty chcesz tego pocałunku...- zmieszał się i spuścił wzrok.
-Chciałam- wykorzystałam moment kiedy puścił moje ramie i znowu uciekłam.
Biegłam ile sił w nogach.
-Charlie zaczekaj!- krzyknął za mną, a ja ani na moment nie zwolniłam, wręcz odwrotnie przyspieszyłam.
Lecz Harry jest zdecydowanie szybszy ode mnie i bardzo szybko mnie dogonił zatrzymując się przede mną.
- Charlie porozmawiaj ze mną!
Odwróciłam wzrok, nie mogłam na niego spojrzeć. Te oczy z przerażeniem szukające zrozumienia, ta smutna twarz czekająca na jego promienny uśmiech gdy w końcu ten koszmar się skończy.
Lecz ja nie miałam zamiaru odpuścić, nie mogłam...
A najgorsze jest to, że sama nie wiedziałam dlaczego.
- Odezwij się... Błagam... przeprosiłbym Cię gdybym wiedział za co- Puścił moją rękę tylko po to by otrzeć łze ze swojego policzka.
- Puść mnie- szepnąłem.
- Nie- krzyknął- Nie, dopóki nie powiesz mi o co chodzi!- zaczynał tracić cierpliwość.
- Puść mnie- ja też podniosłam głos.
- Charlie do cholery przestań zachowywać się jak dziecko i wyjąsnijmy to sobie jak dorośli- wrzeszczał mi prosto do ucha.
- Nic nie będę Ci wyjaśniać. Puść mnie – spojrzałam mu w oczy.
Szarpnął mnie mocno za nadgarstki, przypominając mi, że to on ma teraz nade mną władze i o wiele więcej siły niż ja.
- Prosiła byś ją puścił- zza plecami Harrego nagle pojawił się Kai.
- Nie wtrącaj się człowieku, to sprawa między nami- Harry odwrócił się do niego zdezorientowany.
- Charlie to moja przyjaciółka, więc jednak chyba to też moja sprawa- Kai puścił mi oczko i uśmiechnął się.
- Jest mi coś winna- ssyknął Loczek.
- Ale ona nie chce, nie możesz tego uszanować ?- stanął bardzo blisko niego prawie szepcząc mu do ucha.
Moje nadgarstki wołały o pomstę do nieba, piekły z bólu i już widziałam te wielkie, fioletowe siniaki jakie na nich wystąpią.
- Puść ją!- Kai chwycił Harrego za ramię na razie prosząc grzecznie by go posłuchał.
- Odejdź, nie chce zrobić Charlie krzywdy, chce po prostu dowiedzieć się co jest nie tak.- nagle cała złość Harrego gdzieś wyparowała i wściekłe spojrzenie zastąpiło te smutne i przerażone.
Kai jednak nie wytrzymał i oderwał jego ręce które nadal mocno ściskały moje nadgarstki.
Zasyczałam z bólu ocierając lewą ręką prawy nadgarstek oglądając straty.
- Wszystko okej ?- zapytał Kai patrząc na mnie.
Kiwnęłam twierdząco głową, by trochę go uspokoić, gdyż spodziewałam się co Kai ma zamiar zaraz zrobić.
Nie czekałam długo na rozwinięcie akcji gdyż już po chwili Harry leżał na piasku z zakrwawionym nosem.
Chciałam do niego podbiec ale Kai mnie zatrzymał, usiadł na nim okrakiem i zaczął obdarowywać Harrego serią ciosów.
-Zostaw go, Kai !- krzyczałam lecz od w ogóle nie zwracał na mnie uwagi.
Miałam wrażenie, że Harry leży już nieprzytomny, ale gdy Kai brał oddech odepchnął go i wstał.
Na sekunde nasze spojrzenia się spotkały. Przeraziłam się, jego twarz była cała we krwi który spływała mu na koszulkę.
- Boże Harry!- usłyszałam z oddali i od razu wiedziałam, że Zayn i reszta biegną w naszą stronę.
Kai wstał z piasku i otrzepał spodnie uśmiechając się pod nosem.
- Co się stało ? - zapytał Louis patrząc raz na mnie, raz na Harrego a później na Kai'a
-Nic – wyszeptał Loczek wycierając krew koszulką.
Nie mogłam wydusić słowa, stałam jak kołek nie wiedząc gdzie patrzeć. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.
-Chyba jednak coś się stało- z szeregu wyszedł Liam i pierwszy podszedł do Harrego obejrzeć jego twarz.
- Popieprzyło Cię ? - krzyknął na Kai'a a ten tylko zaśmiał się szyderczo.
- Sam się o to prosił.- odpowiedział po chwili i podszedł do mnie obejmując mnie ramieniem, nie miałam nawet siły zaprotestować. Stałam obejmując ramiona rękami na których już pojawiły się sińce.
- Co ci się stało ? - zapytał Zayn który jako jedyny je zauważył.
- Nic – wydusiłam.
- Nic, nic... wszyscy jesteście popieprzeni! Chodź Harry zawiozę Cię do szpitala- pokręcił głową z niezadowoleniem i pociągnął Harrego w stronę swojego samochodu.
Loczek na sekundę odwrócił się w moją stronę ale nie mogłam odgadnąć jego spojrzenia.
Wiedziałam jedno... nienawidzi mnie.
Do oczu napłynęły mi łzy i ruszyłam w przeciwnym kierunku zostawiając Kai'a.
- Zaczekaj.. nie należy mi się jakaś nagroda ? - spojrzał na mnie dumny z siebie.
- Za co ?- odpowiedziałam oschle.- Za to, że prawie go zabiłeś ?- zatrzymałam się prosząc by Bóg dał mi na ten jeden raz dar zabijania wzrokiem.
- Nie przesadzaj- zaśmiał się.
Prychnęłam wycierając z policzków łzy.
Najgorszy dzień w moim życiu.
Najgorszy.
Lecz gdy Kai nadal szedł obok mnie, nie czułam się, źle z powodu Harrego... wręcz byłam zadowolona, że ..Kai.. jest przy mnie, a nie ON...


Boże, czy ja się w nim zakochałam ?
Tak, Charlie... zakochałaś się w Kai'u.





***

PRZEPRASZAM.
mam jednak nadzieję, że wynagrodziłam wam ten dłuuugi czas oczekiwania na kolejny odcinek.

http://twitition.com/c9pky/ ZAPRASZAM !

Friday, November 2, 2012

- ósmy-

-Jak to po mnie nie przyjedziesz ? - wrzasnęłam do telefonu, kiedy Harry oznajmił mi, że spotkał się z kumplami i nie zdąży przyjechać na czas.
-Charlie, przepraszam Cię- odpowiedział.
- Co mi po Twoim przepraszam ? Czy ty w ogóle zajrzałeś przez okno ? Leje od dwóch godzin, zanim dojdę do domu zdążę się rozpuścić!
- Nic Ci nie będzie- zaśmiał się.
-Jasne, narazie- rozłączyłam się pospiesznie i smutno spojrzałam w okno.
Jak na złość, akurat dzisiaj po mnie nie przyjechał... akurat dzisiaj...
- Niech to diabli- wybiegłam z kawiarni uprzednio zamykając ją na klucz.
Po pierwszej minucie spędzonej na zewnątrz byłam już cała przemoczona. Znudziłam się trzymaniem gazety nad głową i wyrzuciłam ją.
Szłam wolno prawie ciągnąc nogi za sobą. Nie widziałam sensu w bieg bo i tak byłam już mokra a dodatkowo bym się jeszcze zmęczyła.
- A może Cię powieść ?- usłyszałam ryk motoru i znany mi głos.
-Cześć Kai- przywitałam się z moim wybawicielem.
-Witaj Charlie- uśmiechnął się ukazując piękne proste i białe zęby.
- Spadłeś mi z nieba- powiedziałam siadając za nim na skórzanym siedzeniu motoru.
Mocno się w niego wtuliłam a po chwili usłyszałam jego cichy śmiech.
- Charlie... zaraz mnie udusisz- odwrócił się.
- Przepraszam- zawstydziłam się i miałam ochotę zapaść się pod ziemie. Zmniejszyłam swój uścisk a on powoli ruszył.
Jednak po minucie znowu się zatrzymał i odwrócił do mnie.
- Po pierwsze nadal mnie dusisz, a po drugie może skoczylibyśmy na drinka ?
- Po pierwsze przepraszam, a po drugie jestem zmęczona i nie marze o niczym innym jak o moim łóżku.- uśmiechnęłam się do niego.
- A jest jakaś różnica w jakim łóżku się położysz ?- zapytał z błyskiem w oku.
- Owszem wielka, a teraz proszę jedź już bo strasznie pada- klepnęłam go lekko w ramie a on zaśmiał się kolejny raz i ruszył.
Pokierowałam go w stronę mojego domu i już po chwili parkował przed wejściem.
- na pewno zrobi Ci różnice w czyim łóżku zaśniesz ? - zszedł z motoru a następnie pomógł mi z niego zejść.
-Na prawdę, dziękuje Ci, uratowałeś mi życie – uśmiechnęłam się myślami kładąc się już do łóżka.
- Nie ma za co, polecam się na przyszłość- ujął moją rękę sprawiając, że przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Zbliżył się do mnie naruszając moją prywatną przestrzeń włączając w mojej głowie czerwony alarm który sygnalizuje iż zaraz mogę zemdleć.
Pewnie wcale nie usłyszał alarmu gdyż był już tak blisko, że czułam jego oddech na moim policzku.
Jednak po chwili odzyskałam świadomość i odsunęłam się od niego gdyż moja wyobraźnia robiła z nim takie rzeczy, że aż mi wstyd.
- Do zobaczenia Charlie- Kai uśmiechnął się i musnął ustami mój policzek.
Po chwili widziałam już tylko jego tylne światła znikające w oddali.

Gdy doszłam do siebie, weszłam w końcu do domu i od razu pobiegłam wziąć gorący prysznic. W głowie ciągle miałam twarz Kai'a przy mojej, tą bliskość.. i wciąż czuję tą energie którą mnie obdarzył.
Ubrałam się w pidżamę i zeszłam na dół.
Mama siedziała przy stole popijając herbatę i przeglądając rodzinne zdjęcia które zostały rozrzucone po całym stole.
Usiadłam obok niej i rzuciłam okiem na zdjęcia na których jesteśmy wszyscy razem, szczęśliwi i nie świadomi, że ta przeprowadzka tak diametralnie zmieni nasze życia.
Wyczułam, że w kieszeni spodenek znajduje się jakiś papier. Wyciągnęłam go i zobaczyłam słynne dla mnie zdjęcie taty z tą... kobietą...
Rzuciłam zdjęcie na stół pozwalając mamie by je zobaczyła.
Jednak ona nie zareagowała. Westchnęła głośno i chwyciła mnie za rękę.
- Pamiętasz gdy tata opowiadał o swojej nowej książce ?- zapytała prawie szeptem.
W głowie przypominałam sobie słowa ojca.
- Tak- odpowiedziałam po chwili.
- Mówił o kobiecie która zdradziła swojego męża z młodszym od siebie mężczyzną...
- Wiem mamo- ponaglałam ją by doszła do sedna..
- To ja jestem tą kobietą... tata opisuje nas.
Zamarłam.
Nie mogłam uwierzyć w słowa matki, zaczęłam rozglądać się po kuchni w poszukiwaniu jakiś śladów które wskazywałyby, że mama piła alkohol.
- O czym Ty mówisz ?- dopytywałam.
- Zakochałam się. Wiem, że to głupie. Ja mam 40 lat, a on o połowę mniej, ale nic na to nie poradzę. Wreszcie czuje się szczęśliwa, kochana i doceniana. To mój uczeń...
Mama opowiadała mi jak go poznała i jak się w nim zakochała, a ja z każdym słowem zdawałam sobie sprawę, że moja rodzina już dawno się rozpadła a mnie nie zdążyli o tym poinformować.
Po prostu zabrakło im odwagi by się przyznać.
- Wiedziałaś o tacie ?
- Oczywiście, to nie jest pierwszy jego wybryk- odpowiedziała mocniej ściskając moją rękę, szybko wyrwałam się z uścisku a łzy bezwładnie spływały po moich policzkach.
Nie panowałam już nad emocjami.
W jednej minucie całe moje szczęśliwe, rodzinne życie legło w gruzach.
Zawsze myślałam, że naszej rodziny nie dotyczą statystyki o rozwodach i rozpadach.
- Wszyscy jesteście siebie warci. Oszuści i kłamcy ! Jak mogliście ?- pospiesznie wstałam z miejsca i spojrzałam matce prosto w oczy z taką nienawiścią, że gdybym mogła zabijać wzrokiem, zrobiłabym to.
-Charlie, proszę Cię- mama była bliska płaczu, ale nie dałam się, wiedziałam, że chce wziąć mnie na litość, więc odwróciłam wzrok i wybiegłam do swojego pokoju, szybko ubrałam się w jakieś ciuchy i wybiegłam z domu.
- Harry ?- wykręciłam numer do niego a on od razu odebrał.
- Co się stało ? - rozpoznał po głosie, że coś jest nie tak,
- Jesteś już w domu ?- zapytałam pociągając nosem.
- Płaczesz ?
- Jesteś czy nie ?
-Za chwilę będę bo właśnie dojeżdżam- odpowiedział- Czekaj na mnie zaraz będę pod Twoim domem- dopowiedział gdy po raz kolejny pociągnęłam nosem i westchnęłam.
Nie miałam siły nic więcej odpowiedzieć więc rozłączyłam się i po prostu czekałam.
Gdy podjechał wsiadłam do samochodu nie odzywając się ani słowem, on jednak zrozumiał i zabrał mnie do siebie.

-Charlie powiesz mi w końcu co się stało ? - zapytał kiedy siedzieliśmy już w jego pokoju popijając pyszną miętowa herbatę zrobioną przez jego mamę.
- Moja rodzina to jedno wielkie oszustwo- wydusiłam.
- Dlaczego ?- usiadł bliżej mnie.
- Mama wiedziała o zdradzie ojca, mało tego to podobno nie pierwsza zdrada, a na dodatek matka też ma romans z chłopakiem w wieku Ryana!- spojrzałam prosto w jego zielone oczy widząc w nich całkowite zrozumienie.
- Tak czasami się zdarza Charlie... a Ty nic na to nie poradzisz, drogi Twoich rodziców się rozeszły i to nie Twoja wina, musisz sobie dać z tym radę, albo tak jak powiedział Ryan w ogóle się nie przejmować, wyrzucić to w najdalszy kąt swojej głowy.
-Myślałam, że moja rodzina to jedyna stała rzecz w moim życiu, że nigdy nic nas nie rozdzieli... tak bardzo się pomyliłam.- znowu zaczęłam płakać a Harry wziął mnie w ramiona mocno przytulając.
Po chwili jednak wstał energicznie i zaczął szukać czegoś po szufladach.
- Co ty robisz ?- zapytałam wycierając mokre policzki rękawem.
- Zaraz zobaczysz – puścił mi oczko.- Mam- uśmiechnął się i wyciągnął z szafki dwie samoprzylepne zielone karteczki i długopis.
- Ty naprawdę masz z głową- skomentowałam gdy podał mi jedną z karteczek.
- Już Ci wyjaśniam... Złożymy przysięgę, że na zawsze będziemy razem, że nikt i nic nigdy nie zniszczy naszej... przyjaźni...Teraz ja będę jedyną stałą rzeczą w Twoim życiu dobrze ? - uśmiechnął się dając mi tym tyle radości i pewności.
- Harry..- wyszeptałam wzruszona.
- Więc co mam ci przysiąc? - zapytał gotowy do zapisania przysięgi na karteczce.
- Hmm- zawahałam się- że zawsze będziesz przy mnie, nigdy mnie nie opuścisz, że będziesz ze mną płakał, śmiał się i chodził na zakupy- zahihotałam bo wiedziałam, że tego nie lubi. Szybko zapisywał moje słowa a na końcu podpisał się imieniem i nazwiskiem.
- A co ja mam Ci przysiąc ?- zapytałam
- Że będę jedynym mężczyzną w Twoim życiu- urwał a ja spojrzałam na niego wielkimi oczami, nie mogąc poprawnie zinterpretować jego słów, co to znaczy '' jedyny mężczyzna'' ?
Harry widząc moją przerażoną minę, zawstydził się w spuścił wzrok.
- Harry ?- ponaglałam, lecz on znowu tylko na mnie spojrzał po czym zbliżał do mnie niebezpiecznie...
No pocałuj mnie w końcu!
Moje myśli wariowały...
I w końcu, zrobił to...
Pocałował mnie.





Thursday, October 4, 2012

-siódmy-

Praca.
Jestem w pracy choć powinnam mieć wolne.
Ale tutaj mniej myśle.
O czym ?
O mamie i honorowym członku klubu palantów – tacie.
Nic tak dobrze nie robi na nie myślenie, jak ciężka fizyczna praca.
Tak, owszem noszenie tych ciężkich tac z tymi wszystkimi smakołykami to ciężka fizyczna praca, i gdyby się nad tym głębiej zastanowić to i nawet psychiczna gdyż trudno się opanować by tego nie zjeść.
Minęły 3 miesiące, odkąd dowiedziałam się o zdradach ojca, ale nie mam siły powiedzieć o tym matce, jest tu taka szczęśliwa, znalazła prace, wykłada historie sztuki na uczelni Ryana.
Stwierdziliśmy razem z moim mądrym bratem, że to ich sprawa, a sumienie w końcu zeźre ojca od środka.
Postanowiliśmy nie martwić się tym i żyć dalej... ale ja nie potrafię.

Moja przyjaźń z Harrym tkwi w miejscu, choć może zaszło to już za daleko w kwestii przyjaźni...
On naprawdę uważa mnie za swoją przyjaciółkę a ja nadal nie chcę nią być... i nigdy nie będę chciała...
Czy to aż tak trudno zrozumieć ?!
Widocznie tak.

-Cześć mała!- o wilku mowa a wilk tu.
-To co zawsze ?- przywitałam go uśmiechem przecierając szmatką brudny blat.
- Nie, dzisiaj podziękuje.. wróciłem właśnie od babci a ona utuczyła mnie jak prosiaka- poklepał się po wyrzeźbionym brzuchu pokazując jak bardzo się najadł.
-Przyda Ci się- odpowiedziała mu Quinn która właśnie przechodziła obok.
On tylko uśmiechnął się do niej ale nie odpowiedział.
- O której kończysz ?- zapytał
- O tej co zawsze, Harry przychodzisz tu po mnie codziennie i codziennie pytasz mi się o której kończę.. doskonale o tym wiedząc...- spojrzałam na niego krzywo.
- Można ?!- zawołal ktoś siedzący przy stoliku. Jako że Quinn była zajęta obsługiwaniem innego klienta zostawiłam Harrego i podeszłam do osoby wołającej.
- Caffe machiatto i czekoladową muffinkę- powiedział chłopak na oko w moim wieku, namiętnie wpatrując się w menu.
- Polecam nasz napój wieczoru, wódkę z sokiem ananasowym- odpowiedziałam mechanicznie.
On wtedy zaszczycił mnie spojrzeniem... a ja.... umarłam.
Jego oczy były tak pięknie czekoladowe, że miałam ochote je zjeść... Boże co ja gadam ?!
Czarna skórzana kutra opinała się na jego barkach i świetnie kontrastowała z białym podkoszulkiem, mogłabym nie robić nic innego tylko patrzeć na jego umięśnione ciało, w głowie już tworzyłam sceniariusze gdy ja i on.....
- Nie dziękuje...- odpowiedział z uśmiechem, pewnie zauważył jak mu się przyglądam- prowadzę- skinął głową w stronę parkingu i od razu wiedziałam, że motor który tam stoi jest jego.
-Zaraz podam zamówienie- powiedziałam z szeroko otwartymi oczami by na zawsze zapamiętać tego przystojniaka.
- Kai – chwycił mnie za łokieć kiedy już miałam odchodzić.
Spojrzałam na niego dziwnie.
- Mam na imię Kai- uśmiechnął się nadal trzymając mój łokieć. Czułam jak cała płonę, gdybym jego dotyk mógł zabijać... ja już dawno wąchałabym kwiaty od spodu.
- Cha-Charlie-lie- wydukałam a on znowu się zaśmiał.
Znowu robie z siebie idiotkę... brawo ''Cha-Charlie-lie''...
W końcu mnie puścił a ja z płonącego wulkanu zamieniłam się w górę lodową...
Odeszłam by nie zrobić z siebie jeszcze większej kretynki.
- Spodobał Ci się – Harry szepnął do mnie kiedy robiłam kawę dla Kai'a – Pożerałaś go wzrokiem- śmiał się.
- Przestań!- skarciłam go i spojrzałam w stronę nowo poznanego chłopaka, po sekundzie odwróciłam wzrok ponieważ on cały czas się na mnie gapił.
-Czerwienisz się- Harry non stop się ze mnie naśmiewał.
-Bo jest tu gorąco !- odpowiedziałam nieco zbyt głośno, i kilka osób siedzących w kawiarni odwróciło się w moją stronę. Znowu spojrzałam na Kai'a a a on ze śmiechem kręcił głową, jakby myślał '' boże co to za debilka''.
Gdy w końcu udało mi się wykonać zamówienie, wzięłam głęboki oddech i podeszłam do Kai'a.
- A może przyłączysz się do mnie ? - zapytał kiedy stawiałam machiatto na jego stoliku.
- Jestem w pracy- udało mi się odpowiedzieć bez zająknięcia.
- O której kończysz ? - zapytał mieszając łyżeczką w swojej kawie jakby zawstydzony.
- Późno – odpowiedziałam z chytrym uśmiechem po czym odeszłam.

Mama kiedyś dała mi książkę pod tytułem '' jak rozkochać w sobie każdego idiotę'' pisali w niej, że kobieta nie może dać tak łatwo zaprosić się na randkę, musi udawać górę lodową a wtedy sprawdzi się metoda bumerangu.. jeśli mu zależy przyjdzie jeszcze raz, i jeszcze raz... aż mu się uda.
Moje spektakularne odejście sprawdziło się, Kai patrzył na mnie bez przerwy.
Udało się.

- Musisz pogadać z matką- powiedział Harry kiedy wychodziliśmy razem z kawiarni.
- Nie wiem jak mam się za to zabrać... - spojrzałam na niego smutno.- Mam podejść do niej i '' hej mamo wiesz o tym ze tata cię zdradza z młodą hiszpanką ?'' - zironizowałam.
- Podaj jej po prostu to zdjęcie które znalazłaś...
Nie odpowiedziałam, to dobry pomysł... przez całą drogę do domu nie odzywałam się, myślałam nad pomysłem który przedstawił mi Harry, bałam się jednak, że mama się załamie....

-Dzięki- pożegnałam się z Loczkiem wysiadając z jego samochodu.
- Trzymaj się, do jutra – wychylił się żeby pocałować mnie w policzek po czym odjechał.

W korytarzu zdjęłam moje martensy i przeciągając się na wszystkie strony weszłam do ciemnej kuchni. Zapaliłam światło....
-MAMO!- krzyknęłam widząc rodzicielkę leżącą na podłodze, od razu podbiegłam do niej i zaczęłam ją cucić.
Śmierdziało od niej alkoholem.
O nie.
- Mamo, halo, słyszysz mnie ? Obudzić się – klepałam ją lekko po twarzy.
- Charlie ? - wyszeptała z przyklejonym uśmiechem na twarzy- ja tylko zasnęłam.
- Piłaś- łzy spływały mi po policzkach.
Przed oczami miałam sceny z dzieciństwa kiedy tata wynosił pijaną matkę do sypialni, a Ryan prowadził mnie do pokoju tłumacząc, że mama źle się poczuła. Słyszałam ich pijackie awantury, wyzwiska....
Ale mama obiecała, że już nie wypije, od dziesięciu lat nie tknęła alkoholu, co się stało ?
- Pomogę Ci wstać – powiedziałam, próbując podnieść sztywne ciało matki.
- Nie zostaw mnie – krzyknęła i w tym samym momencie zwymiotowała na swoją ulubioną czerwoną bluzkę.
- Mamo... -rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Wyjdź stąd!- krzyknęła
- Ale...
- Wynoś się !
Jednak nie dałam za wygraną i zebrałam w sobie wszystkie siły świata i podniosłam matkę niosąc ją do sypialni, nic już nie mówiła, pozwoliła mi zdjąć z niej brudną bluzkę i przykryć kocem.
Położyłam na jej szafce nocnej szklankę wody i wyszłam.

Przeszukałam całą kuchnie w poszukiwaniu jakiegokolwiek alkoholu, i wszystko co znalazłam wylałam do zlewu. Dokładnie wymyłam kieliszek z którego piła i wywietrzyłam kuchnie by nikt się nie dowiedział.

Ze świstem opadłam na swoje łóżko, byłam wyczerpana.
Wzięłam gorący prysznic a później jak zwykle usiadłam na parapecie rozczesując mokre włosy.
W oddali usłyszałam głośny ryk motorów...
-Kai- mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. 
 
 
***
 
Znowu była mała przerwa... ale cóż ;p
 Chcesz zobaczyć jak wygląda nijaki Kai ?
Zapraszam do pierwszego postu pt '' Bohaterowie'' ;)

Sunday, August 26, 2012

-szósty-

Pożegnałam się szybko z Harrym i weszłam do domu, głośno trzaskając drzwiami manifestując swój powrót.
Rodzice rozmawiali o czymś zawzięcie przy stole w kuchni.
- W końcu jesteś, nie łaska odebrać telefon ? - odezwał się tata patrząc na mnie ze złością.
Przystanęłam rzucając mu nienawistne spojrzenie.
- Gdzie byłaś ?- zapytał
Ścisnęłam dłonie w pięści nie odzywając się. Bałam się, ze za chwilę wybuchnę, i cały mój plan szlag trafi.
- O coś cię zapytałem- wstał podszedł do mnie nadal z tym samym wrogim spojrzeniem.
- Mogłabym Cię zapytać o to samo !- rzuciłam bez namysłu i czym prędzej pobiegłam do pokoju Ryana.
- Ej mała ! A zapukać nie mogłaś ?- zastałam go siedzącego przy laptopie.
- A co pornosy oglądasz ? - zaśmiałam się podchodząc do niego bliżej.
- Zgadłaś – uśmiechnął się po czym zamknął laptopa i odłożył go na stolik.
- Stało się coś okropnego- zaczęłam siadając na łóżku obok niego.
- Straciłaś dziewictwo z tym lokowanym ? Faktycznie.. to cos okropnego – zaśmiał się.
- Co ? Boże... jesteś okropny... Po co ja tu do Ciebie przychodziłam...- oburzyłam się po czym wstałam napięcie i chciałam wyjść.
- Tylko żartowałem- w ostatnim momencie chwycił mnie za ramię i przyciągnał z powrotem do pozycji siedzącej.
-Nasz tata zdradza mamę – rzuciłam od razu.
-Co ? Skąd wiesz ? - podniósł się a oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki.
- Widziałam- spuściłam oczy oglądając brudną podłogę w pokoju Ryana, gdy on nadal nie dowierzał opowiedziałam mu całą historię a następnie mój plan. Od razu się zgodził.
Choć był bardzo zły było widać jak bardzo jest mu z tego powodu przykro... byliśmy wręcz przykładną rodzinką... zawsze każdy wychwalał nas, że jesteśmy zgodni i kochający... chodzący ideał... a teraz... wszystko legło w gruzach.
Gdy byliśmy już na tyle zmęczeni tą rozmową, udałam się do swojego pokoju. Usiadłam na parapecie i w tej samej chwili rozdzwonił się mój telefon.
- Cześć – przywitałam się z Harrym, bo to właśnie on dzwonił.
- Cześć, jak się trzymasz ?- zapytał z troską w głosie.
- Całkiem dobrze, choć jest mi wstyd- odpowiedziałam wpatrując się w morze za oknem.
- Dlaczego ?
- Bo to widziałeś... zawsze opowiadając Ci o mojej rodzinie mówiłam, że jest taka idealna... a teraz wychodzi na to, że to wszystko jest cholernym kłamstwem.

Zaczął mnie pocieszać... to słodkie, że tak się przejmuję, że troszczy się o mnie... ale szczerze? Zaczynam się niecierpliwić... potrzebuje go w inny sposób.. nie jako TYLKO przyjaciela.
Kretynka ze mnie.

W nocy miałam zły sen... nie pamiętam co mi się śniło, ale w każdym razie obudziłam się a na zegarku widniała godzina 3:35 wstałam więc i poszłam na dół... nie wiem dlaczego, po co i w ogóle... po prostu tam poszłam. Nogi zaprowadziły mnie do biura taty, a ręce same zaczęły grzebać w jego szufladach, chyba miały jakieś przeczucie gdyż znalazłam tam zdjęcie taty, z jakąś młodą kobietą... bardzo piękną.. i zapewne hiszpanką.
- A więc to z nią zdradzasz mamę- szepnęłam do siebie. Usłyszałam jakieś szmery więc szybko zamknęłam szufladę a zdjęcie wzięłam ze sobą do pokoju.

Położyłam się spać.

Obudziłam się dość późno, słonce było już wysoko nad horyzontem a zegarek wskazywał 12:56, nie ubierając się zeszłam na dół, zrobić sobie coś do jedzenia.
- Dzień Dobry Francesco – przywitałam się z gosposią która właśnie wkładała naczynia do zmywarki. Nadal nie mogę się nadziwić jaki ten dom jest inny od tego w Londynie.
- Dzień Dobry- odwzajemniła uśmiech i wróciła do wykonywanej czynności.
Wygrzebałam z lodówki jogurt naturalny, z szafki wyciągnęłam płatki i wyszłam na taras. W ogrodzie oczywiście był Zayn, przyzwyczaiłam się już do tego, że codziennie rano widzę go ubrudzonego ziemią kiwającego mi radośnie. On po chwili rzucił robotę którą wykonywał i wycierając ręką spocone czoło usiadł obok mnie.
-Mógłbyś się chociaż ubrać- skrzywiłam się mierząc jego umięśnioną klatę. Choć byłam śmiertelnie zakochana w Harrym, Zayn nadal robił na mnie ogromne wrażenie, mimo że widziałam go bez koszulki już miliony razy.
- Lubię kiedy się czerwienisz widząc mnie pół nagiego- puścił mi oczko.
Chwyciłam się za twarz chowając ją w dłoniach czując jak temperatura podskoczyła chyba do pięćdziesięciu stopni Celsjusza. '' Kretynka''- karciłam się w myślach '' Uspokój się, dlaczego codziennie robisz z siebie takiego dzieciaka''.
- Za godzinkę skończę, może pójdziemy na plażę ? - zmienił temat, a ja spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.
-Jasne, czemu nie – uśmiechnęłam się a on wstał i wrócił do pracy.

Ja zjadłam śniadanio-obiad i poszłam do pokoju się ogarnąć.

-Charlie – do pokoju zapukała mama kiedy ja właśnie przeglądałam się w lustrze, oceniając czy miętowa zwiewna tunika i słomiany kapelusz nadadzą się na wyjście na plażę.
-Tak ?- odwróciłam się w jej stronę zapraszając do środka.
- Oh... wybierasz się gdzieś ? - zapytała lustrując mnie wzrokiem.
- Tylko na plażę – uśmiechnęłam się.
- Dobrze... chciałam Ci tylko powiedzieć, że dzisiaj przychodzą do nas znajomi, jacyś koledzy taty z wydawnictwa z żonami i swoimi dziećmi... wróć więc przed szóstą, chcemy byście byli z Ryanem obecni- podeszła do mnie i stanęła za mną przyglądając nam się w lustrze.
-Będę- spojrzałam na nasze odbicie, po czym mama ucałowała mnie lekko we włosy a ja chwyciłam torebkę i pobiegłam na dół.
- Pamiętaj bądź przed szóstą!- mama krzyknęła jeszcze za mną, ale w odpowiedzi usłyszała już tylko trzaśnięcie drzwiami.
- Cześć- rzuciłam w stronę Zayna, który jak się okazało przyprowadził też Connie i reszte chłopaków.
-Hej Charlie- krzyknął do mnie Louis machając energicznie.
Na sam jego widok uśmiechnęłam się. Był tak pozytywnym chłopakiem, że wystarczyło jedno słowo z jego strony a wszystkie troski uciekały w kąt. Nie mogłam nawet przywitać się ze wszystkimi, gdyż Louis wziął mnie na plecy i pobiegł przed siebie nie zwracając uwagi na resztę którą zostawiliśmy daleko w tyle.
-Louis... ja umiem sama chodzić- zaśmiałam się.
Nie odpowiedział tylko wrócił do reszty i ani mu się śniło mnie puszczać... nawet się do mnie nie odzywał, tylko rozmawiał jak gdyby nigdy nic z Niallem o jakimś festiwalu który ma się niedługo odbywać. Z racji tego iż było mi po prostu dane wisieć tak na plecach Louisa, objęłam go rękami za szyję, on uniósł mnie lekko by było mu wygodniej i w takiej właśnie pozycji doszliśmy na plażę.

Gdy wszyscy zaczęli rozkładać się już na wybranym miejscu, Lou nadal trzymał mnie na plecach.
-Ej... puść mnie w końcu – spojrzałam na niego od boku.
- A no tak... sorrki zapomniałem, że Cię trzymam... zacząłem się nawet zastanawiać gdzie jesteś- zaśmiał się.
-Przestań, pewnie niedługo wylądujesz w szpitalu z przepukliną – skrzywiłam się.
- Chyba żartujesz... jesteś leciutka jak motylek – uśmiechnął się i ucałował mnie lekko w czoło.
- A może przestaniecie w końcu sobie słodzić i pomożecie nam ? - odezwał się Harry patrząc na nas gniewnie.
My tylko wzruszyliśmy ramionami i pomogliśmy im się rozłożyć.

Czas minął nam na zabawie w wodzie... choć mi raczej na plecach wszystkich chłopców ze względu na to iż panicznie boję się wody, a oni nie chcieli nawet słyszeć o tym, że zostanę sama na kocu, więc postanowili nosić mnie bym czuła się bezpiecznie... a tak naprawdę i tak skręcałam się ze strachu, kiedy oni zaczynali swoje przepychanki a ja byłam w samym centrum tej zabawy gotowa na śmierć.

Tak jak obiecałam mamie, przed szóstą byłam w domu, Francesca krzątała się niespokojnie, szykując wszystko na tarasie, mama poprawiała po swojemu a tata siedział na schodach paląc papierosa. Krzyknęłam im tylko, że wróciłam i pobiegłam do siebie wziąć prysznic i przebrać się.

Skończyłam akurat wtedy gdy zabrzmiał dzwonek sygnalizujący, że ktoś stoi przy drzwiach czekając aż pan domu mu otworzy.
Stojąc na schodach widziałam tylko małżeństwa w podeszłym wieku i jedną dziewczynę raczej w wieku Ryana i nikogo więcej... i na co tam ja ?

Siedziałam przy stole przysłuchując się burzliwym dyskusją na temat polityki, wojen i spraw gospodarki, myślałam, że zanudzę się na śmierć... gdy ktoś w końcu zapytał tatę o jego najnowszą książkę.
- Więc..Mark... o czym teraz piszesz ?
Wszystkie oczy skierowały się w stronę ojca oczekując odpowiedzi.
On zaśmiał się, zaciągnął papierosem po czym zaczął opowiadać :
- O małżeństwie... O wzlotach i upadkach... z naciskiem na upadkach... Historia o parzę w której żona zdradziła męża z o dziesięć lat młodszym facetem... a mąż nadal tak bardzo zakochany w kobiecie próbuje naprawić ich rozpadające się małżeństwo dając jej miliony szans na poprawę....

Spoglądałam to na ojca to na matkę...
On dumnym spojrzeniem omiatał cały stół przystając na Niej.
Ona przestraszona unikała Jego spojrzenia nalewając sobie whisky do szklanki.



****
-PRZEPRASZAM-
wiem, przepraszam pod każdym odcinkiem ale nic nie poradzę na to, że moja głowa skąpi mi wene jak tylko może...
Nie pozostaje mi nic innego jak mieć nadzieję, że odcinek wam się podoba :)
Komentujcie :)

Thursday, July 12, 2012

-piąty-


Minął miesiąc.
Pracuje w Caffe Heaven.
Spotykam się z Harrym Stylesem.
To nic poważnego... aczkolwiek, myślę, że lubimy spędzać ze sobą czas.
Chodzimy na spacery po plaży, rozmawiamy... o tak, dużo rozmawiamy... o wszystkim, opowiadam mu o swoim życiu w Londynie on mi o swoim w Barcelonie, o naszych zainteresowaniach, o rodzinie, problemach, muzyce... wszystkim... naprawdę tematy chyba nigdy nam się nie skończą. Nauczył mnie patrzeć inaczej na świat... na rzeczy wcześniej dla mnie błahe i nic nie znaczące... tak jak wtedy z tymi ludźmi w samolocie. Jest zupełnie innym chłopakiem od wszystkich których znałam do tej pory, ale nie widać tego gołym okiem... trzeba porozmawiać z nim, poznać go, od tej strony którą ukrywa przed ludźmi.
Jest godzina osiemnasta a ja właśnie kończę swoją zmianę w Caffe Heaven.
-Do jutra Quinn- żegnam się z przyjaciółką zdejmując fartuszek. Harry czeka już na mnie przy swoim stoliku przy oknie trzymając w ręce czekoladowe muffinki dla mnie i dla niego.
-Możemy iść – podchodzę do stolika i uśmiecham się szeroko poprawiając włosy.
- Super- wstał i ucałował mnie w policzek.
Robił to już miliony razy ale ja przy każdym jego dotknięciu wariuje, serce podlatuje do gardła i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Jestem nienormalna.
- Gdzie dzisiaj idziemy ?- zapytałam, gdy wyszliśmy już z kawiarni.
- Zobaczysz- odpowiedział z buzią pełną muffinki.
Zaśmiałam się cicho i o nic więcej nie pytałam.
Codziennie zabierał mnie w jakieś nowe miejsca, bym lepiej poznała Barcelonę, bym zakochała się w niej tak jak wszyscy mieszkańcy i turyści. Czasami przyjeżdżał samochodem jeśli były to dłuższe wycieczki ale najczęściej szliśmy piechotą by mieć więcej czasu na rozmowy.
- Pokażę Ci gdzie uwielbiałem przychodzić gdy byłem mały- uśmiechnął się po czym chwycił delikatnie za rękę.
I znowu ten cholerny uśmiech, muszę wyglądać jak wariatka.
-Tu są przecież same pola - rozejrzałam po gołej przestrzeni, na której nie było zupełnie nic. Nic a nic. Po dłuższej chwili kiedy on nie odpowiadał zaczęłam się nawet bać, że wyprowadził mnie w jakieś zupełnie nie znane nikomu miejsce by nikt nie słyszał moich krzyków gdy będzie mnie zabijał.
To niedorzeczne. Czasami moja wyobraźnia wybiega daleko poza granice jakiejkolwiek normalności.
– trochę cierpliwości.- Zaśmiał się.
- Harry... ale tu nic nie ma – marudziłam co chwilę, byłam zmęczona , temperatura nawet wieczorem była nie do zniesienia, a celu naszej podróży nie było widać.
- Charlie no błagam Cię, jeśli będziesz się tak wlec to nie dojdziemy do jutra- wołał za mną gdy znalazłam się jakieś dziesięć metrów za nim nie mogąc już ujść ani kroku dalej.
- Mam dość!- krzyknęłam po czym opadłam na ziemie nie przejmując się tym iż ubrudzę sobie spodenki.
- Charlie jeszcze trochę, daj spokój nie bądź miękkim jajem!- podszedł do mnie i ukucnął obok.
- Nie ma mowy – spojrzałam na niego gniewnie- Żadne moce tego świata nie zmuszą mnie do tego bym wstała z tej jakże wygodnej ziemi !- założyłam ręce na piersi i ani mi się śniło ruszać.
- Jesteś tego pewna ? - uniósł jedną brew prowokując mnie.
- Na milion procent – zmrużyłam oczy nie spuszczając z niego wzroku by poczuł, że moje słowa są zupełnie poważne.
- A chcesz się przekonać ? - zaśmiał się.
- Jak już mówiłam żadne mo...NIE HARRY PUŚĆ MNIE !- krzyczałam gdy uwiesił mnie na swoim ramieniu.
- Co mówiłaś ? - śmiał się.
- Haroldzie Edwardzie Styles! Proszę mnie natychmiast puścić- wierzgałam nogami i biłam go pięściami po plecach.- Inaczej nie ręczę za siebie !- próbowałam mu nawet grozić ale nadal odpowiadał mi tylko jego śmiech.
W końcu poddałam się i swobodnie zwisałam na jego ramieniu czekając aż w końcu postawi mnie na ziemi pokazując to jego specjalne miejsce, ciekawe co tam jest takiego że tak mu zależy bym to zobaczyła.
W końcu mnie puścił.
Obróciłam się parę razy wokół własnej osi nie mogąc się na dziwić.
-My nadal jesteśmy na pustym polu...- skrzywiłam się.
On tylko pokręcił głową z dezaprobatą
-Widać, że jesteś miastowa- powiedział.
- Co to znaczy ? - zaczynałam się trochę irytować... nie dosyć, że wyprowadził mnie do jakiegoś buszu to jeszcze teraz ma zamiar mnie obrażać.
- To, że nie doceniasz prostoty natury... Zamknij oczy – nakazał.
- Po co ? - moja wyobraźnia znowu zaczęła pracować na najwyższych obrotach, tworząc czarne scenariusze.
- Po prostu je zamknij... nie ufasz mi ?- uśmiechnął się lekko i stanął za mną przykładając mi swoje dłonie do twarzy by zasłonić mi oczy.
- Zaczynam się zastanawiać...
- Oh Charlie... możesz się w końcu przestać gadać i zamknąć oczy ?
-Dobra... już.. mam zamknięte i co dalej ? - dobrze wiedziałam, że każde moje następne słowo irytuje go jeszcze bardziej ale był taki słodki kiedy się denerwował.
-Poczuj to miejsce... wsłuchaj się w nie- szepnął mi do ucha. A po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze i znowu ten cholerny wielki uśmiech zagościł na mej twarzy...
Nie odezwałam się... zrobiłam co kazał, po chwili zdałam sobie sprawę, że Harry ma rację. Nie muszę patrzeć mogę po prostu wsłuchać się w śpiew ptaków, w ich piękną melodię którą tylko one rozumieją a my możemy się tylko zastanawiać co ona oznacza. W grę koników polnych, w bzyczenie innych owadów, nie do końca czasami bezpiecznych dla nas, w wiatr który swobodnie rozwiewa nasze włosy sprawiając, że już wcale nie jest tak gorąco, a jest wręcz przyjemnie. Poczuć zapach traw, które wiatr rozwiewa we wszystkie strony świata, zapach różnorodnych kwiatów o cudownych kolorach... To wszystko jest takie... nieopisane... nieodgadnione...niesamowite.

- Czemu zawsze kiedy właśnie zaczynamy czuć się wolni, kiedy pod naszymi skrzydłami zbiera się wiatr i powoli unosi nas ku górze do samego nieba pojawia się coś co trzyma nas na ziemi ? I zamiast wzbić się wysoko zostajemy przykuci czy nawet powaleni przez ciężar z którym musimy się zmagać ?... - to jedno z TYCH jego pytań na które znowu nie mam odpowiedzi...
Leżymy na trawie obserwując niebo i rozmawiając na temat nieodgadnionego świata i jego dziwnych zasad. A on znowu zaskoczył mnie pytaniem, na które chyba nikt nie potrafi odpowiedzieć...
On spojrzał na mnie wyczekująco, prosząc mnie bym wyjaśniła mu owe zasady które panują na tym pieprzonym świecie.
- Nie wiem Harry... tak już jest... nie możemy mieć wszystkiego, jesteśmy tylko ludźmi, nie mamy skrzydeł, bo gdybyśmy potrafili latać w końcu chcielibyśmy coraz więcej i to by nas zgubiło... nie mamy super mocy bo też w końcu byśmy się pozabijali... ludzie na ziemi nie potrafią żyć razem a co dopiero gdybyśmy mieli takie udogodnienia jak ptaki czy superbohaterowie z kreskówek... musimy żyć w harmonii ze światem i jego cholernymi zasadami... tak już jest... Gdyby nie problemy z którymi musimy się zmagać nie bylibyśmy tymi ludźmi którymi jesteśmy teraz... każda kłoda pod nogami kształtuje naszą osobowość... kształtuje nas... No powiedz Harry... gdyby nie problemy które przeszedłeś w życiu czy byłbyś teraz takim człowiekiem ? Czy na przykład gdyby Twoja mama nie zmarła na raka płuc przestałbyś palić ? Nie, nadal uważałbyś, że to nic złego... że jesteś odporny i nieśmiertelny... - odpowiedziałam. Słowa same cisły mi się na usta... wiedziałam, że Harry nie lubi rozmawiać o swojej mamie... ale to był doskonały przykład.
Nie odezwał się.
-Przepraszam.. nie powinnam zaczynać – zrobiło mi się przykro. Czasami powinnam ugryźć się w język.
- Masz racje... gdyby nie to wszystko co się stało w moim życiu.. pewnie byłbym zupełnie inny. - w końcu spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado.
- Myślę, że Twoja mama jest z Ciebie dumna – powiedziałam wpatrując się w czyste niebo.
- Oby.

Gdy zaczęło robić się już ciemno, postanowiliśmy wrócić do domu. Szliśmy zupełnie inną drogą, śmiejąc się bez przerwy i opowiadając sobie śmieszne historie z naszego życia. Cały czas się poznajemy. I to jest piękne.

- Patrz jaki ładny dom- pokazałam palcem na budynek obok którego przechodziliśmy.
- I ktoś się w nim całkiem dobrze bawi- zaśmiał się chłopak zauważając parę dorosłych ludzi całujących się na oświetlonym tarasie.
Jako, że jesteśmy tylko nastolatkami z głupimi pomysłami, podeszliśmy bliżej bo zobaczyć więcej. Na palcach jak najciszej podeszliśmy do ogrodzenia i śmiejąc się cichutko obserwowaliśmy owych ludzi. Nagle Harry gwizdnął i głośno się zaśmiał. Para odwróciła się napięcie a mi zrobiło się niedobrze.
-O mój Boże!- zatkałam sobie usta ręką by nie krzyknąć.
- Co się stało ?- zapytał Harry zatroskanym głosem.
Odwróciłam się, gdyż ten widok był ponad moje siły, mimowolnie zaczęłam płakać, łzy ciekły po moich policzkach i zupełnie nad tym nie panowałam.
Harry był zdezorientowany, zupełnie nie wiedział co się stało, ale mimo to próbował mnie pocieszyć, objął mnie ramieniem i co chwilę ocierał z łeb mokre policzki.
Nie wiem po jakim czasie przestałam szlochać, zauważyłam tylko, że światło na tarasie owego domu zgasło a po chwili samochód który stał na podjeździe odjechał w stronę miasta.
- Powiesz mi co się stało ? - spróbował znowu.
- To … to był mój tata- odpowiedziałam – Ten facet na tarasie... z tą kobietą... to był mój tata- znowu zaczęłam płakać, tym razem głośniej. Harry nie odpowiedział. Był tak zszokowany sytuacją, że nie wiedział co powiedzieć.
Siedzieliśmy w ciszy, ja szlochałam, on mnie pocieszał tak długo, że zrobiło się całkiem ciemno, mój telefon wibrował w kieszeni a ja nie zwracałam na niego żadnej uwagi. Cały czas miałam przed oczami mojego ojca zabawiającego się z jakąś kobietą.... A więc to tutaj jest to jego cholerne wydawnictwo...
- Może... odprowadzę Cię do domu ? - zaproponował Harry gdy przyszedł czas żebyśmy w końcu stąd poszli.
- Tak... - odpowiedziałam i wstałam z ziemi otrzepując spodnie.
Chłopak chwycił mnie w pasie i powoli ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Nie martw się, wszystko się ułoży- szepnął tylko do mojego ucha.
Resztę drogi pokonaliśmy nie odzywając się do siebie, słychać było tylko czasami moje pociąganie nosem i cichy szloch. To było straszne.

Gdy doszliśmy do domu, samochód mojego taty stał na podjeździe, nagle cały smutek gdzieś wyparował a na jego miejsce wskoczyła złość... miałam ochotę wykrzyczeć ojcu co widziałam i co o tym wszystkim myślę.
Jednak po chwili postawiłam na zupełnie inny plan.
Stwierdziłam, że będę dawać ojcu znaki iż wiem o jego małej tajemnicy i obserwować jego zachowanie... w końcu sam pęknie i się przyzna...
Tak to bardzo dobry plan... muszę jeszcze wtajemniczyć w to Ryana... on mi pomoże.




***
I jestem, tak jak obiecałam rozdział dodany bardzo szybko ;)
mam nadzieję, że się cieszycie ;)
jeśli wam się podoba skomentujcie ;) każde wasze słowo motywuje mnie do dalszego pisania ;)
Następny po przekroczeniu 2 tys. odwiedzin ;)

Monday, July 9, 2012

-czwarty-


Droga Libby
Jest szósta rano a ja czuję wielką potrzebę napisania do Ciebie. Słońce już dawno wzeszło a na niebie widnieją śliczne różowo-niebieskie chmury. Patrząc na nie, myślę o Tobie. Brakuje mi tutaj Ciebie... Naszych rozmów, żartów... wszystkiego. Czuję się jakbym zgubiła gdzieś cząstkę siebie. To dziwne i przytłaczające uczucie, które gnębi mnie straszliwie a dzieje się tyle rzeczy przez które powinnam być szczęśliwa. 
Pewnie jesteś ciekawa... więc nie przedłużając opowiem Ci wszystko.
Wczoraj spotkałam się z Zaynem... był miły.. naprawdę... i jako, że jestem tą cholerną niepoprawną romantyczką czułam, że między nami coś iskrzy... jednak to piekielne słońce chyba dało mi się we znaki gdyż poznałam wczoraj jego dziewczynę Connie, sympatyczna nie przeczę ale jednak trochę mnie to zasmuciło.. czułam przecież motyle w brzuchu to coś podobno znaczy... aczkolwiek nie jestem pewna już co do tych motyli ponieważ poznałam również jego przyjaciela Harrego. Libby gdybyś go zobaczyła... jadowicie zielone oczy, przesłodkie loki, uśmiech niczym z reklamy Colgate, i przepiękne niespotykane u mężczyzn dłonie... a przecież wiesz, że to pierwsza część ciała na jaką zwracam uwagę. Przy nim też to poczułam. Czy to nie dziwne ? Motyle w brzuchu dwa dni pod rząd ?
Paranoja.
Zayn zaprowadził mnie wieczorem na plażę gdzie odbywało się ognisko w gronie jego przyjaciół. Tam właśnie go poznałam... nigdy nie zapomnę jak to ognisko odbijało się w jego oczach.
Nie działo się w sumie nic szczególnego... niekończące się tematy do rozmów, parę piw i miliony wypalonych papierosów. Gdy wszyscy już się rozchodzili ja usiadłam sobie na brzegu pozwalając by woda zamoczyła mi stopy i patrzyłam na morze wsłuchując się w jego melodie, nagle obok mnie usiadł Harry, czułam na sobie jego spojrzenie ale ja nie odrywałam wzroku od morza... nie musiałam go widzieć.. jego twarz wyryła się w mej pamięci tak dokładnie że mogłam ją sobie wyobrazić na tle białych grzbietów fal. Po chwili usłyszałam jak kładzie się na piasku wypuszczając ze świstem powietrze, wtedy odważyłam się na niego spojrzeć... uśmiechnął się promiennie i obserwował niebo, ułożyłam się obok niego szukając punktu w który on się wpatrywał, w pewnym momencie przelatywał nas nami samolot a on zapytał : '' Zastanawiałaś się kiedyś co robią na co dzień ludzie siedzący w samolotach lecących nad nami ?'' .
Zaskoczył mnie, bo tak naprawdę nigdy nawet nie pomyślałabym żeby się nad tym zastanowić. Nie odpowiedziałam, więc on kontynuował '' Wyobrażam sobie biznesmena, który całe życie się spieszy.. który przekłada karierę ponad rodzinę, codziennie wysyła sms zmęczonej żonie z informacją iż nie zdąży wrócić na czas, znów przeprasza swe dzieci, za kolejną niespełnioną obietnicę zagrania z nimi w baseball. Przesyła im co miesięczną wypłatę z nadzieją iż to odkupi jego winy''
Nadal leżałam zszokowana tą rozmową lecz postanowiłam w końcu się odezwać '' Nigdy nad tym nie myślałam''
W tym momencie pewnie wybuchasz śmiechem... tak wiem.. to było głupie... liczył na jakąś błyskotliwą myśl a ja zrobiłam z siebie idiotkę... cóż... nic nowego, prawda ?
Zaśmiał się tylko cicho i nic nie powiedział... nie wiem ile tam leżeliśmy zupełnie się do siebie nie odzywając... w każdym razie kiedy stwierdziłam, że pora wrócić do domu słońce zaczynało już wschodzić, podniosłam się otrzepując sukienkę z piasku a po chwili i on wstał.
I znowu staliśmy jakiś czas w ciszy wpatrując się w siebie jakby chcąc zapamiętać każdą sekundę spędzoną w swoim towarzystwie... [ chyba czytam za dużo romansów (?!)] Wyciągnęłam do niego dłoń z zamiarem pożegnania się, on uścisnął ją wypowiedział symboliczne '' Do Zobaczenia'' i odszedł.
Od tej pory nie ma chwili bym nie wyobrażała sobie innego scenariusza tej nocy...
Nie ma chwili by moja wyobraźnia nie dotykała jego zaróżowiałych policzków...
Nie ma chwili bym nie chciała go... ekhem... nie ważne.
To co zrobiłam było żałosne... Tępa idiotka ze mnie i tyle.
Mam nadzieję, że jakoś w najbliższym czasie doczekam się listu od Ciebie... jestem ciekawa co dzieję się w Londynie i co robisz gdy mnie nie ma.

Tęsknie za Tobą bardzo.
Twoja przyjaciółka
Charlie xx


Zapakowałam list w ozdobną kopertę zaadresowałam i zaniosłam na dół do kuchni, kładąc go na stole, by mama przy okazji zaniosła go na pocztę.
Tata siedział na tarasie i czytał poranną gazetę, spoglądając na zegarek zdałam sobie sprawę iż spędziłam nad listem do Libby bite dwie godziny. Nawet nie zauważyłam upływającego czasu.
-Dzień dobry- przywitałam się z nim siadając obok.
-Dzień dobry, wcześnie wstałaś – odpowiedział.
-Nie tato, ona dopiero wróciła – z domu wyszedł Ryan z uśmiechem na twarzy.
Ojciec spojrzał na mnie wymownie ale nic nie powiedział, cieszył się pewnie iż tak szybko za klimatyzowałam się w nowym miejscu.
- Co masz zamiar dzisiaj robić ? - zapytał odstawiając gazetę i okulary na stół.
- Chyba pójdę poszukać pracy... nie mogę przecież ciągle siedzieć w domu – uśmiechnęłam się.
Wypytywał mnie jeszcze o coś w stylu czy mam coś na oku, albo czy mam jakieś specjalne wymagania co do miejsca pracy. Opowiedziałam mu tylko o tej ślicznej kawiarni w której byłam wczoraj z Zaynem i to właśnie tam mam zamiar dzisiaj się udać.

Wracając do swojego pokoju natknęłam się na Zayna, który właśnie rozpoczynał dzień pracy w moim domu.
-Cześć – przywitał się- Słyszałem o Twoim nocnym podziwianiu morza- uśmiechnął się znacząco.
Skrzywiłam się na wspomnienie sytuacji w której wyszłam na totalną kretynkę.
-Harry Cię polubił... - dodał po chwili.
-Przepraszam, śpieszę się- przestraszyłam się owych słów i szybko uciekłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Boże, Charlie... dlaczego ty zawsze robisz z siebie szajbuskę ?

Włączyłam płytę Soul Asylum i przy dźwiękach '' runaway train'' wzięłam prysznic. Uszykowałam się na wyjście i już po godzinie byłam gotowa na to by starać się o pracę w Caffe Heaven.
Wychodząc powiadomiłam tylko rodziców, że nie wiem o której wrócę i wyszłam.

Stałam przed drzwiami do kawiarni dobre pięć minut zastanawiając się czy aby na pewno nadaję się do tej pracy.
Czy mam cierpliwość do rozkapryszonych klientów, lub czy moja koordynacja ruchowa jest prawidłowo rozwinięta by nie przewracać się co chwilę z kubkami napojów lub talerzami pełnymi słodkości, albo czy jestem na tyle silna psychicznie by nie pochłonąć zamówienia sama.
W końcu gdy się odważyłam weszłam do środka.
Wzrokiem odszukałam jakiegoś pracownika...
-Dzień dobry... ja w sprawię ogłoszenia które wisi na drzwiach, nadal kogoś poszukujecie ?- próbowałam być pewna siebie ale jak zawsze w takich sytuacjach trzęsły mi się ręce.
-Owszem, zaprowadzę Cię do kierownika, będziesz mogła z nim porozmawiać- dziewczyna miło się do mnie uśmiechnęła i zaprowadziła mnie do dębowych drzwi biura kierownika.
Na drzwiach widniała złota tabliczka z nazwiskiem '' Jack Wilson ''
Nie pewnie zapukałam i czekałam na reakcje.
-Proszę – usłyszałam po chwili i lekko uchyliłam drzwi.Dzień dobry... ja w sprawię pracy – przywitałam się.
-Wejdź – odpowiedział mężczyzna w podeszłym wieku w błękitnej koszuli. Odłożył papiery które miał w ręcę i wygodniej rozłożył się na czarnym, skórzanym fotelu, zakładając ręce na dość dużym brzuchu.
Usiadłam na krześle naprzeciwko niego i czekałam na jakiekolwiek słowo z jego strony.
- A więc jesteś zainteresowana pracą w mojej kawiarni ?- rozpoczął.
- Tak, dopiero co wprowadziłam się do Barcelony z Londynu i bardzo chciałabym tutaj pracować- uśmiechnąłem się.
Mężczyzna wydawał się być bardzo miły więc czułam się w jego obecności dość swobodnie.
-Ile masz lat ? - zapytał
-osiemnaście – odpowiedziałam.
Zrobił ze mną szybki wywiad typu '' dlaczego chcesz pracować akurat u nas ?'' albo '' masz jakieś doświadczenie w pracy w kawiarni ?''
Na wszystko odpowiadałam bardzo pewnie więc pewnie dlatego jego ostatnie zdanie brzmiało .
- Witamy w załodze Caffe Heaven. Zaczynasz od jutra.
Moja radość była przeogromna, miałam wręcz ochotę wyściskać mężczyznę ale w porę się opamiętałam.
Podziękowałam serdecznie i już miałam wychodzić gdy on mnie zatrzymał.
- Jutro... godzina dziewiąta, Quinn da ci strój roboczy i pokaże Ci wszystko – uśmiechnął się po czym wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
- I jak ? -zapytała mnie dziewczyna która zaprowadziła mnie do kierownika  
- Dostałam tą pracę – prawie wykrzyknęłam.
- To super- odpowiedziała – Quinn – podała mi rękę przedstawiając się.
- Charlie... szef powiedział, że to Ty mi jutro wszystko tu pokażesz i wyjaśnisz
-Nie ma sprawy, to do jutra... ja muszę wracać do pracy- uśmiechnęła się po czym wróciła do swoich zajęć a ja udałam się do domu, by podzielić się ze wszystkimi tą radosną nowiną.

Jednak gdy dotarłam do domu nikogo prócz Francesci w nim nie zastałam. Dowiedziałam się, że tata pojechał do wydawnictwa, mama na zakupy a Ryan... hm... nikt nigdy nie wie gdzie on się podziewa.
Postanowiłam więc przebrać w strój kąpielowy nałożyć na siebie zwiewną plażową sukienkę i ruszyć na plażę by opalić swe blade ciało.
Spakowałam do torby książkę, Ipoda, ręcznik, krem i butelkę smakowej wody mineralnej i ruszyłam w stronę plaży.
Mój humor był cudowny, więc szłam podśpiewując pod nosem ulubione piosenki...

Gdy w końcu znalazłam odpowiednie miejsce by rozłożyć swój ręcznik, ułożyłam się wygodnie rozpoczynając rozsmarowywanie kremu na skórze.
- A może posmarować pani plecki ? - usłyszałam zza siebie.
-Cześć Louis- od razu rozpoznałam głos chłopaka poznanego wczoraj na ognisku.
-Skąd wiedziałaś, ze to ja ? - usiadł obok mnie z miną zbitego psa.
- Ciebie nie da się pomylić z nikim innym – uśmiechnęłam się do niego.
-Jeśli to był komplement to bardzo dziękuję – zaśmiał się.
Porozmawialiśmy chwilę o bzdurach po czym on niestety musiał już wracać do pracy w Beach Bar.
Ja więc otworzyłam książkę na stronie na której ostatnio skończyłam i nie zdążyłam przeczytać nawet jednego zdania gdy koło mnie znów ktoś usiadł...
Nie ma tutaj nawet chwili spokoju...
Ale gdy zobaczyłam kto to był od razu zmieniłam zdanie i uśmiechnęłam się szeroko.
-Cześć Charlie … - przywitał się lokacz przez którego moja wyobraźnia wariuje...
-Cześć Harry...




***
PRZEPRASZAM, że tak długo nic nie dodawałam... 
ale miałam kompletny zastój... codziennie siedziałam nad zeszytem próbując skleić jakiekolwiek zdanie ale nic z tego nie wychodziło... miałam zupełną pustkę w głowie....
Dzisiaj jednak to się zmieniło... jadąc w samochodzie doznałam olśnienia i już tam układałam zdanie tworząc w głowie odcinek który w końcu mi się spodoba. 
Ten chyba będzie moim ulubionym... końcówka trochę mi nie wyszła... gdyż jest nudna i przewidująca... ale jest juz dosyć późno więc wybaczcie mi.
Następny postaram się napisać wcześniej ;P
Miłych wakacji ;)

Saturday, May 19, 2012

-trzeci-


Szliśmy uliczkami Barcelony, nie odzywając się do siebie, co chwilę było tylko słychać pstryknięcie mojego aparatu gdy znowu znalazłam coś wartego uwiecznienia. Kilka razy udało mi się nawet sfotografować Zayna kiedy jego nieobecne oczy patrzyły gdzieś w dal. Było mi trochę głupio... wiele razy otwierałam buzię by powiedzieć cokolwiek, ale po chwili to cokolwiek wydało mi się tak proste i prymitywne, że w końcu rezygnowałam z tego pomysłu i się nie odzywałam.

W pewnym momencie poczułam jak przyjemny chłodny, mordki wiatr rozwiewa moja włosy, dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jesteśmy na promenadzie na której widok rozprzestrzeniał się na morze i zachodzące słońce.
-Pomyślałem, że może odpoczniemy, siadając na plaży- odezwał się w końcu Zayn opierając się o barierkę i znowu patrząc gdzieś w dal.
-Tak.. to dobry pomysł- wpatrywałam się w jego idealną twarz, nie mogąc się skupić na niczym innym. Ruszył schodami czekając na mnie na samym dole, gdy zeszłam delikatnie musnął moje plecy palcami prowadząc mnie na brzeg.
-Mam coś dla Ciebie – powiedział gdy doszliśmy już tak blisko, że woda prawie moczyła mi buty.
Spojrzałam na niego zaskoczona, mimowolnie tworząc z ust dzióbek i powoli przymykając oczy.
Czy to nie idealna sceneria na pocałunek.
Charlie!
Kretynko!
Opanuj się!
Przybrałam normalną pozę udając niezainteresowaną i czekałam aż w końcu pokaże co dla mnie ma.
Zaczął grzebać w swoim plecaku, i gdy już miał wyciągać z niego daną rzecz jakiś niezidentyfikowany obiekt uderzył go w tył głowy.
-Ał- syknął z bólu chwytając obolałe miejsce.
-Czyżbym przerwał jakąś romantyczną akcje ?- zaśmiał się chłopak o blond włosach i prawie tak błękitnych oczach jak morze.
-Niall !- krzyknął Zayn- Wiedziałem, że to ktoś z was- odwrócił się do niego i uderzył go z otwartej dłoni w czubek głowy.
Stałam tak nie do końca wiedząc co się dzieje...patrząc raz na Zayna raz na blondyna.
-Spodobałby się Libby – pomyślałam przypominając sobie moja przyjaciółkę, która rozpłynęłaby się na widok owego chłopaka.
-A może byś mnie przedstawił – chłopak spojrzał na mnie wyciągając dłoń.
-Przepraszam, Charlie to Niall... Niall to Charlie... - uścisnęliśmy sobie ręce po czym Niall spojrzał na Zayna znacząco i puścił mu oczko.
Myślał, że tego nie zauważę ?
- Na nas już czas- Zayn zwrócił się do mnie i chwytając za rękę poprowadził wzdłuż brzegu.
- Narazie – krzyknął za nami blondyn. Odwróciłam się i pomachałam mu na pożegnanie.

Spojrzałam na nasze splecione palce i odchrząknęłam znacząco zwalniając krok.
- Oj przepraszam- zrozumiał o co mi chodzi i szybko mnie puścił.
Uśmiechnęłam się by nie czuł się skrępowany i zaproponowałam kawę w pobliskiej kawiarni której szyld zauważyłam przed chwilą.
Zgodził się.

Caffee Heaven było naprawdę bardzo przytulną kawiarnią. Jasny skandynawski wystrój sprawiał, że czuło się tu trochę więcej chłodu niż na zewnątrz, zdecydowanie kawiarnia w moim stylu. Czułam, że będę tu częstym gościem. A gdy jeszcze na drzwiach zobaczyłam karteczkę z informacją iż poszukują pracowników, postanowiłam przyjść tu jutro i zapytać o pracę.
Bardzo podoba mi się perspektywa pracy w tak cudownym miejscu.

Zajęliśmy miejsce przy ścianie i zamówiliśmy sobie carmel machiatto i szarlotkę z lodami i bitą śmietaną.
Gdy zobaczyłam jakie dali nam porcję zaniemówiłam.
-Chyba będziesz musiał turlać mnie do domu – zaśmiałam się chwytając w dłoń łyżeczkę.
-Damy radę- odwzajemnił uśmiech i również zabrał się za pałaszowanie ciasta.

Znowu długi czas się nie odzywaliśmy, nagle podszedł do nas jakiś starszy pan i wręczył mi jakąś ozdobną karteczkę z wierszem, zdziwiłam się, chciałam chwycić za portmonetkę i zapłacić mu ale on uśmiechnął się powiedział coś pewnie po hiszpańsku i odszedł.
Spojrzałam na kartkę po czym na Zayna...
-Espero que ese chico vale la pena … to oznacza Mam nadzieję że ten chłopak jest tego wart- odpowiedział na moje niezadane pytanie po czym uśmiechnął się- Pokaż- wyrwał mi kartkę, a ja nawet nie zdążyłam zaprotestować...

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię w przegięciu,
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.

Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.

I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.

Lubię to -- i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskonczone przestrzenie nieziemskiego świata.

-Piękne- skomentowałam kiedy skończył czytać tekst.
Jego policzki zapłonęły czerwienią a on widocznie się zawstydził, wzięłam od niego kartkę i schowałam do torebki, powieszę ja sobie nad łóżkiem, jak wszystkie ważne dla mnie pamiątki.

Znowu siedzieliśmy w ciszy... zaczynało mnie to irytować...
-Podobno miałeś coś dla mnie- odezwałam się.
-A tak...- wygrzebał z plecaka książkę- To przewodnik po Barcelonie- podał mi.
-A to co ? - wskazałam na ciąg cyfr widniejący na okładce.
-A to mój numer w razie gdybyś się zgubiła podczas zwiedzania- spojrzał mi głęboko w oczy i wypił ostatni łyk kawy.

Nagle gdy rozmowa już nam się całkiem rozwinęła zadzwonił jego telefon.
- Co chcesz ? - odebrał.
….....
Nie słyszałam co mówiła osoba po drugiej stronie.
- A gdzie jesteście ?
…......
-Będę za piętnaście minut- odpowiedział po czym rozłączył się.
Momentalnie posmutniałam słysząc, że będę musiała się z nim pożegnać.
- Chodź zbieramy się- powiedział wstając z krzesła.
- Wiesz.. skoro musisz iść... to idź... ja tu zostanę- odpowiedziałam.
- Ale Ty masz iść ze mną- puścił mi oczko i wyciągnął do mnie rękę.
Zawahałam się chwilę i uprzednio wkładając przewodnik do torebki, chwyciłam jego dłoń.
On zapłacił za wszystko i wyszliśmy z budynku.
- A powiesz mi gdzie mnie ciągniesz ? - zapytałam próbując dorównać mu kroku.
- Jest impreza na plaży, chciałem żebyś poznała moich przyjaciół – odpowiedział.

Gdy zauważyłam już jasne światło ogniska szybko puściłam rękę Zayna, on spojrzał na mnie zdziwiony a zarazem smutny ale nic nie powiedział.
-Cześć stary – podszedł do niego chłopak z lokowanymi włosami i jadowicie zielonymi oczami w których odbijało się światło płomieni.
- Harry- podał mi dłoń, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić... Drugi raz podczas tak krótkiego pobytu w Barcelonie poczułam ukłucie w sercu... i te jakże znane wszystkim motylki w brzuchu...
Ryan miał racje...
Barcelona zawróciła mi w głowie...

Thursday, May 10, 2012

-drugi-


-Może oprowadziłbyś Charlie po okolicy ? - Francesca zwróciła się do syna.
-Jasne, jeśli ona tylko chce- chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie a ja modliłaś się by policzki nie zapłonęły mi soczystą czerwienią.
-Jestem zmęczona- odpowiedziałam z uśmiechem sztucznym jak cyrkonia.
- To może jutro ? Pod wieczór, nie będzie już tak gorąco- nie dawał za wygraną.
- Dobrze, to do zobaczenia jutro- pożegnałam się ze wszystkimi i wróciłam do swojego pokoju.
- O siódmej- krzyknął jeszcze za mną a w odpowiedzi usłyszał tylko trzaśnięcie drzwiami.
-Powróciłam na miejsce przy oknie i przyglądałam się zachodowi słońca, w Londynie rzadko mogłam obserwować to zjawisko, więc było to dla mnie nie lada przeżycie. 
Zdjęłam swoje martensy, skarpetki w kropki i otworzyłam okno wystawiając za nie nogi. 
Rozkoszowałam się ciepłymi promieniami słonecznymi które ogrzewały mnie i wyobrażałam sobie swoje dalsze życie w tym miejscu...
Jestem bardzo ciekawa co się tutaj wydarzy.

Przyglądając się każdej osobie na plaży zauważyłam, że ktoś mi macha, przyłożyłam rękę do czoła zasłaniając sobie słońce które raziło mnie w oczy i próbowałam dojrzeć kto to jest.
- To Zayn- odpowiedziałam sama sobie i uniosłam dłoń by mu odmachać, w tym momencie poczułam się obserwowana i zeszłam z parapetu zamykając okno.

Powoli robiło się już ciemno a mnie dotykało zmęczenie więc postanowiłam wziąć szybki prysznic i położyć się spać.
Wychodząc z łazienki na moim łóżku siedział Ryan, trochę się przestraszyłam, ale wtedy przypomniałam sobie, że gdy mieszkaliśmy w Londynie często tak robił.
-Papierosa ?- zapytał trzęsąc paczką miętowych fajek.
-A rodzice ?- oni nie wiedzieli, że któreś z nas pali i pewnie byłaby niezła wolna gdyby się dowiedzieli.
-Już dawno śpią, mam nawet odświeżacz!- powiedział to śpiewająco machając mi puszką odświeżacza przed nosem.
-Dobra- wyrwałam mu papierosy i szeroko otworzyłam okno.
Usiedliśmy obok siebie na parapecie i odpaliliśmy fajki.
W Londynie bardzo często robiliśmy sobie takie nocne pogawędki... byliśmy bardzo zgranym rodzeństwem.. owszem zdarzały nam się kłótnie, bójki i wyzwiska ale skoczylibyśmy za sobą w ogień.. zrobiłabym dla niego wszystko, naprawdę wszystko.
- I jak Ci się tu podoba ?- zapytał zaciągając się dymem.
- Jest nieźle- odpowiedziałam bez przekonania.
- Nieźle ? Charlie... przecież Barcelona jest niesamowita- spojrzał na mnie z takim wyrzutem jakbym co najmniej zabiła mu kota.
- Widziałam Barcelonę przez okno taksówki, nie wiele mogę jeszcze o niej powiedzieć.
- Ale jutro pan bardzo przystojny Zayn Malik oprowadzi Cię po niej- szturchnął mnie znacząco łokciem zabawnie poruszając brwiami.
- Jeśli dla Ciebie on jest taki przystojny to czemu sam się z nim nie umówisz ?
- Bo niestety woli Ciebie- udawał smutnego i schował twarz w dłoniach udając, że płacze.
- Jesteś czubkiem- śmiałam się z niego, po chwili on uspokoił się i biorąc ostatniego macha wyrzucił niedopałek daleko przed siebie, ja zrobiłam to samo i zeszliśmy z parapetu.
-Dobranoc siostra- Ryan przytulił mnie na dobranoc i wyszedł z mojego pokoju.

Ostatni raz spojrzałam w rozgwieżdżone niebo i położyłam się do łóżka.

Rano obudziły mnie krzyki dochodzące z plaży, właśnie odnalazłam jeden minus mieszkania tak blisko morza. Rozciągnęłam się na wszystkie strony i wkładając stopy w puchate kapcie zeszłam na dół przywitać się z rodzinką.
Trafiłam akurat na bardzo luksusowe śniadanie na tarasie, na stole w miskach stały różnorakie egzotyczne owoce... żadnych kanapek, płatków lub czegokolwiek do czego byłam przyzwyczajona.
Stanęłam przy drzwiach tarasowych opierając się o framugę i przywitałam się głośnym ''dzień dobry'' z rodzinką.
-Dzień Dobry Charlie.. siadaj z nami – mama uśmiechnęła się promiennie odsuwając mi krzesło obok siebie.
Raz jeszcze rozciągnęłam się i w tym samym momencie zobaczyłam Zayna umorusanego czarną ziemią z ogródka, który kiwał mi radośnie.
Spojrzałam po swojej kusej pidżamie i lekko się zawstydziłam... na pewno nie wyglądałam zbyt pociągająco w za dużej koszulce brata i koronkowych majtkach więc szybko usiadłam na krześle i zastanawiałam się co by tu zjeść.
W końcu nalałam sobie soku pomarańczowego obrałam banana, pokroiłam go sobie na kawałki i zamoczyłam w jogurcie naturalnym. Całkiem niezłe śniadanie, zdrowe, niskokaloryczne i bardzo smaczne.

Gdy już wszyscy byli najedzeni wstaliśmy od stołu i już zaczęliśmy po sobie sprzątać ale obok pojawiła się Francesca.
-Ja posprzątam- wyrywała nam naczynia z rąk i wyganiała od stołu.
Nie byliśmy przyzwyczajeni do takich akcji ale tata za to jej płacił więc nie protestowaliśmy.
Od razu udałam się do swojego pokoju.

Zdałam sobie sprawę, że jestem jeszcze nie rozpakowana i rozwalone walizki leżą na środku mojego pokoju. Wzięłam się więc za rozpakowywanie. Włączyłam na maksa nowy nabytek w postaci płyty młodej brytyjskiej wokalistki Birdy, najpierw poszłam wziąć zimny prysznic bo przez tą krótką chwilę na dworze już zdążyłam się spocić, ubrałam się w białą bokserkę i jasne dżinsowe szorty z ćwiekami włosy niedbale związałam gumką, po czym otworzyłam okno by odświeżyć pokój po nocy i wzięłam się za rozpakowywanie.

People help the people
Nothing will drag you down
Oh and if I had a brain, Oh and if I had a brain
I'd be cold as a stone and rich as the fool
That turned all those good hearts away

Śpiewałam sobie pod nosem układając ubrania w szafie i nie zwracając uwagi na nic, więc skąd mogłam wiedzieć o tym że ktoś stoi w moich drzwiach i mi się przygląda ?

-Brawo!- krzyknął obdarowując mnie głośnymi brawami, przestraszyłam się straszliwie lądując tyłkiem na podłodze.
-Boże, Zayn !- krzyknęłam przerażona gdy spojrzałam na ową osobę która stała przy drzwiach- Nie mogłeś zapukać ?- spytałam wstając z podłogi i masując obolałe pośladki.
-Pukałem ! Ale widocznie śpiewałaś zbyt głośno – zachichotał pod nosem wprawiając mnie w zakłopotanie, dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że on przecież słyszał mój pseudo śpiew.
-Długo tu stałeś ? - bawiłam się kosmykiem włosów starając się nie patrzeć mu w oczy.
-Wystarczająco – uśmiechnął się niebiańsko ukazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów.
- O matko...- spuściłam głowę na podłogę, nagle nie interesowało mnie nic innego tylko moje bose stopy.
Znowu usłyszałam jego śmiech.
-Szykuj się, za pół godziny wychodzimy – powiedział po czym zamknął za sobą drzwi.
Opadłam bezwładnie na łóżko chowając twarz w dłoniach i śmiejąc się z samej siebie, nigdy w życiu nie zrobiłam z siebie jeszcze takiej idiotki.
-Głupia- skarciłam siebie w myślach i zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że nie zauważyłam upływu czasu.
Poszłam do łazienki naprawić makijaż i zmienić ciuchy na coś bardziej miastowego, czyli zwiewna kwiecistą sukienkę przewiązaną cienkim brązowym paskiem, do tego dołożyłam słomiany kapelusz i czarne lenonki, założyłam swoje ukochane żółte conversy i byłam gotowa do wyjścia... w małą torebkę włożyłam telefon i papierosy i zeszłam na dół.
- Kogo tu diabli niosą – odezwał się tata pijący sok w kuchni i zawzięcie rozmawiając o czymś z mamą.
Odpowiedziałam mu krzywym uśmiechem i rozejrzałam się po domu w poszukiwaniu, nawet sama nie wiem czego.
-To co idziemy ? - odezwał się głos za mną, teraz poznałam, to na pewno był Zayn.. przecież z nikim innym się nie umawiałam...
Głupia
Głupia
Głupia
- Chyba.. chyba tak – odpowiedziałam po czym ruszyłam za nim do drzwi.


Barcelono.... nadchodzę