Droga Libby
Jest szósta rano a ja czuję wielką
potrzebę napisania do Ciebie. Słońce już dawno wzeszło a na niebie
widnieją śliczne różowo-niebieskie chmury. Patrząc na nie, myślę
o Tobie. Brakuje mi tutaj Ciebie... Naszych rozmów, żartów...
wszystkiego. Czuję się jakbym zgubiła gdzieś cząstkę siebie. To
dziwne i przytłaczające uczucie, które gnębi mnie straszliwie a
dzieje się tyle rzeczy przez które powinnam być szczęśliwa.
Pewnie jesteś ciekawa... więc nie
przedłużając opowiem Ci wszystko.
Wczoraj spotkałam się z Zaynem...
był miły.. naprawdę... i jako, że jestem tą cholerną
niepoprawną romantyczką czułam, że między nami coś iskrzy...
jednak to piekielne słońce chyba dało mi się we znaki gdyż
poznałam wczoraj jego dziewczynę Connie, sympatyczna nie przeczę
ale jednak trochę mnie to zasmuciło.. czułam przecież motyle w
brzuchu to coś podobno znaczy... aczkolwiek nie jestem pewna już co
do tych motyli ponieważ poznałam również jego przyjaciela
Harrego. Libby gdybyś go zobaczyła... jadowicie zielone oczy,
przesłodkie loki, uśmiech niczym z reklamy Colgate, i przepiękne
niespotykane u mężczyzn dłonie... a przecież wiesz, że to
pierwsza część ciała na jaką zwracam uwagę. Przy nim też to
poczułam. Czy to nie dziwne ? Motyle w brzuchu dwa dni pod rząd ?
Paranoja.
Zayn zaprowadził mnie wieczorem na
plażę gdzie odbywało się ognisko w gronie jego przyjaciół. Tam
właśnie go poznałam... nigdy nie zapomnę jak to ognisko odbijało
się w jego oczach.
Nie działo się w sumie nic
szczególnego... niekończące się tematy do rozmów, parę piw i
miliony wypalonych papierosów. Gdy wszyscy już się rozchodzili ja
usiadłam sobie na brzegu pozwalając by woda zamoczyła mi stopy i
patrzyłam na morze wsłuchując się w jego melodie, nagle obok mnie
usiadł Harry, czułam na sobie jego spojrzenie ale ja nie odrywałam
wzroku od morza... nie musiałam go widzieć.. jego twarz wyryła się
w mej pamięci tak dokładnie że mogłam ją sobie wyobrazić na tle
białych grzbietów fal. Po chwili usłyszałam jak kładzie się na
piasku wypuszczając ze świstem powietrze, wtedy odważyłam się na
niego spojrzeć... uśmiechnął się promiennie i obserwował niebo,
ułożyłam się obok niego szukając punktu w który on się
wpatrywał, w pewnym momencie przelatywał nas nami samolot a on
zapytał : '' Zastanawiałaś się kiedyś co robią na co dzień
ludzie siedzący w samolotach lecących nad nami ?'' .
Zaskoczył mnie, bo tak naprawdę
nigdy nawet nie pomyślałabym żeby się nad tym zastanowić. Nie
odpowiedziałam, więc on kontynuował '' Wyobrażam sobie
biznesmena, który całe życie się spieszy.. który przekłada
karierę ponad rodzinę, codziennie wysyła sms zmęczonej żonie z
informacją iż nie zdąży wrócić na czas, znów przeprasza swe
dzieci, za kolejną niespełnioną obietnicę zagrania z nimi w
baseball. Przesyła im co miesięczną wypłatę z nadzieją iż to
odkupi jego winy''
Nadal leżałam zszokowana tą
rozmową lecz postanowiłam w końcu się odezwać '' Nigdy nad tym
nie myślałam''
W tym momencie pewnie wybuchasz
śmiechem... tak wiem.. to było głupie... liczył na jakąś
błyskotliwą myśl a ja zrobiłam z siebie idiotkę... cóż... nic
nowego, prawda ?
Zaśmiał się tylko cicho i nic nie
powiedział... nie wiem ile tam leżeliśmy zupełnie się do siebie
nie odzywając... w każdym razie kiedy stwierdziłam, że pora
wrócić do domu słońce zaczynało już wschodzić, podniosłam się
otrzepując sukienkę z piasku a po chwili i on wstał.
I znowu staliśmy jakiś czas w
ciszy wpatrując się w siebie jakby chcąc zapamiętać każdą
sekundę spędzoną w swoim towarzystwie... [ chyba czytam za dużo
romansów (?!)] Wyciągnęłam do niego dłoń z zamiarem pożegnania
się, on uścisnął ją wypowiedział symboliczne '' Do Zobaczenia''
i odszedł.
Od tej pory nie ma chwili bym nie
wyobrażała sobie innego scenariusza tej nocy...
Nie ma chwili by moja wyobraźnia
nie dotykała jego zaróżowiałych policzków...
Nie ma chwili bym nie chciała go...
ekhem... nie ważne.
To co zrobiłam było żałosne...
Tępa idiotka ze mnie i tyle.
Mam nadzieję, że jakoś w
najbliższym czasie doczekam się listu od Ciebie... jestem ciekawa
co dzieję się w Londynie i co robisz gdy mnie nie ma.
Tęsknie za Tobą bardzo.
Twoja przyjaciółka
Charlie xx
Zapakowałam list w
ozdobną kopertę zaadresowałam i zaniosłam na dół do kuchni,
kładąc go na stole, by mama przy okazji zaniosła go na pocztę.
Tata siedział na
tarasie i czytał poranną gazetę, spoglądając na zegarek zdałam
sobie sprawę iż spędziłam nad listem do Libby bite dwie godziny.
Nawet nie zauważyłam upływającego czasu.
-Dzień dobry-
przywitałam się z nim siadając obok.
-Dzień dobry,
wcześnie wstałaś – odpowiedział.
-Nie tato, ona
dopiero wróciła – z domu wyszedł Ryan z uśmiechem na twarzy.
Ojciec spojrzał na
mnie wymownie ale nic nie powiedział, cieszył się pewnie iż tak
szybko za klimatyzowałam się w nowym miejscu.
- Co masz zamiar
dzisiaj robić ? - zapytał odstawiając gazetę i okulary na stół.
- Chyba pójdę
poszukać pracy... nie mogę przecież ciągle siedzieć w domu –
uśmiechnęłam się.
Wypytywał mnie
jeszcze o coś w stylu czy mam coś na oku, albo czy mam jakieś
specjalne wymagania co do miejsca pracy. Opowiedziałam mu tylko o
tej ślicznej kawiarni w której byłam wczoraj z Zaynem i to właśnie
tam mam zamiar dzisiaj się udać.
Wracając do
swojego pokoju natknęłam się na Zayna, który właśnie
rozpoczynał dzień pracy w moim domu.
-Cześć –
przywitał się- Słyszałem o Twoim nocnym podziwianiu morza-
uśmiechnął się znacząco.
Skrzywiłam się na
wspomnienie sytuacji w której wyszłam na totalną kretynkę.
-Harry Cię
polubił... - dodał po chwili.
-Przepraszam,
śpieszę się- przestraszyłam się owych słów i szybko uciekłam
do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Boże, Charlie...
dlaczego ty zawsze robisz z siebie szajbuskę ?
Włączyłam płytę
Soul Asylum i przy dźwiękach '' runaway train'' wzięłam prysznic.
Uszykowałam się na wyjście i już po godzinie byłam gotowa na to
by starać się o pracę w Caffe Heaven.
Wychodząc
powiadomiłam tylko rodziców, że nie wiem o której wrócę i
wyszłam.
Stałam przed
drzwiami do kawiarni dobre pięć minut zastanawiając się czy aby
na pewno nadaję się do tej pracy.
Czy mam cierpliwość
do rozkapryszonych klientów, lub czy moja koordynacja ruchowa jest
prawidłowo rozwinięta by nie przewracać się co chwilę z kubkami
napojów lub talerzami pełnymi słodkości, albo czy jestem na tyle
silna psychicznie by nie pochłonąć zamówienia sama.
W końcu gdy się
odważyłam weszłam do środka.
Wzrokiem odszukałam
jakiegoś pracownika...
-Dzień dobry... ja
w sprawię ogłoszenia które wisi na drzwiach, nadal kogoś
poszukujecie ?- próbowałam być pewna siebie ale jak zawsze w
takich sytuacjach trzęsły mi się ręce.
-Owszem, zaprowadzę
Cię do kierownika, będziesz mogła z nim porozmawiać- dziewczyna
miło się do mnie uśmiechnęła i zaprowadziła mnie do dębowych
drzwi biura kierownika.
Na drzwiach
widniała złota tabliczka z nazwiskiem '' Jack Wilson ''
Nie pewnie
zapukałam i czekałam na reakcje.
-Proszę –
usłyszałam po chwili i lekko uchyliłam drzwi.Dzień dobry... ja w
sprawię pracy – przywitałam się.
-Wejdź –
odpowiedział mężczyzna w podeszłym wieku w błękitnej koszuli.
Odłożył papiery które miał w ręcę i wygodniej rozłożył się
na czarnym, skórzanym fotelu, zakładając ręce na dość dużym
brzuchu.
Usiadłam na
krześle naprzeciwko niego i czekałam na jakiekolwiek słowo z jego
strony.
- A więc jesteś
zainteresowana pracą w mojej kawiarni ?- rozpoczął.
- Tak, dopiero co
wprowadziłam się do Barcelony z Londynu i bardzo chciałabym tutaj
pracować- uśmiechnąłem się.
Mężczyzna wydawał
się być bardzo miły więc czułam się w jego obecności dość
swobodnie.
-Ile masz lat ? -
zapytał
-osiemnaście –
odpowiedziałam.
Zrobił ze mną
szybki wywiad typu '' dlaczego chcesz pracować akurat u nas ?'' albo
'' masz jakieś doświadczenie w pracy w kawiarni ?''
Na wszystko
odpowiadałam bardzo pewnie więc pewnie dlatego jego ostatnie zdanie
brzmiało .
- Witamy w załodze
Caffe Heaven. Zaczynasz od jutra.
Moja radość była
przeogromna, miałam wręcz ochotę wyściskać mężczyznę ale w
porę się opamiętałam.
Podziękowałam
serdecznie i już miałam wychodzić gdy on mnie zatrzymał.
- Jutro... godzina
dziewiąta, Quinn da ci strój roboczy i pokaże Ci wszystko –
uśmiechnął się po czym wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
- I jak ? -zapytała
mnie dziewczyna która zaprowadziła mnie do kierownika
- Dostałam tą
pracę – prawie wykrzyknęłam.
- To super-
odpowiedziała – Quinn – podała mi rękę przedstawiając się.
- Charlie... szef
powiedział, że to Ty mi jutro wszystko tu pokażesz i wyjaśnisz
-Nie ma sprawy, to
do jutra... ja muszę wracać do pracy- uśmiechnęła się po czym
wróciła do swoich zajęć a ja udałam się do domu, by podzielić
się ze wszystkimi tą radosną nowiną.
Jednak gdy dotarłam
do domu nikogo prócz Francesci w nim nie zastałam. Dowiedziałam
się, że tata pojechał do wydawnictwa, mama na zakupy a Ryan...
hm... nikt nigdy nie wie gdzie on się podziewa.
Postanowiłam więc
przebrać w strój kąpielowy nałożyć na siebie zwiewną plażową
sukienkę i ruszyć na plażę by opalić swe blade ciało.
Spakowałam do
torby książkę, Ipoda, ręcznik, krem i butelkę smakowej wody
mineralnej i ruszyłam w stronę plaży.
Mój humor był
cudowny, więc szłam podśpiewując pod nosem ulubione piosenki...
Gdy w końcu
znalazłam odpowiednie miejsce by rozłożyć swój ręcznik,
ułożyłam się wygodnie rozpoczynając rozsmarowywanie kremu na
skórze.
- A może
posmarować pani plecki ? - usłyszałam zza siebie.
-Cześć Louis- od
razu rozpoznałam głos chłopaka poznanego wczoraj na ognisku.
-Skąd wiedziałaś,
ze to ja ? - usiadł obok mnie z miną zbitego psa.
- Ciebie nie da się
pomylić z nikim innym – uśmiechnęłam się do niego.
-Jeśli to był
komplement to bardzo dziękuję – zaśmiał się.
Porozmawialiśmy
chwilę o bzdurach po czym on niestety musiał już wracać do pracy
w Beach Bar.
Ja więc otworzyłam
książkę na stronie na której ostatnio skończyłam i nie zdążyłam
przeczytać nawet jednego zdania gdy koło mnie znów ktoś usiadł...
Nie ma tutaj nawet
chwili spokoju...
Ale gdy zobaczyłam
kto to był od razu zmieniłam zdanie i uśmiechnęłam się szeroko.
-Cześć Charlie …
- przywitał się lokacz przez którego moja wyobraźnia wariuje...
-Cześć Harry...
***
PRZEPRASZAM, że tak długo nic nie dodawałam...
ale miałam kompletny zastój... codziennie siedziałam nad zeszytem próbując skleić jakiekolwiek zdanie ale nic z tego nie wychodziło... miałam zupełną pustkę w głowie....
Dzisiaj jednak to się zmieniło... jadąc w samochodzie doznałam olśnienia i już tam układałam zdanie tworząc w głowie odcinek który w końcu mi się spodoba.
Ten chyba będzie moim ulubionym... końcówka trochę mi nie wyszła... gdyż jest nudna i przewidująca... ale jest juz dosyć późno więc wybaczcie mi.
Następny postaram się napisać wcześniej ;P
Miłych wakacji ;)
To pewnie ja Cię tak inspiruje Ty moja pisareczko. <3 Twoja zawsze kochająca przyjaciółka Irena :)
ReplyDeletenudne?! dziewczyno jesteś zajebiście i tak samo zajebiście piszesz! tak długo czekałam na ten rozdział :D mam nadzieję,że kolejny pojawi się szyyybko :)
ReplyDeletejest świetny *.* Wiesz jak bardzo oczekiwałam an nowy ?! xD I znów chcę więcej :) Bardzo podoba mi się to jak piszesz ;>
ReplyDeleteuhh czekam na następny ;D to wcale nie jest przewidywalne, wręcz przeciwnie i dlatego kocham twój blog! :)
ReplyDelete@horny_stylinson
Mmm.. fantastyczny blog! A jaka treść! :) Zgadzam się z opiniami powyżej - zajebiście piszesz ; )))))
ReplyDeleteCzekam na następny rozdział ;*
http://beyourseeelf-lifestyle.blogspot.com/
jejku dodawaj częściej rozdziały, sama jestem podekscytowana jak akcja potoczy się dalej ;3
ReplyDeletehttp://youreasontobe.blogspot.com/ - dla nudnych, też o 1D, haha :) xx
W końcu wróciłaś! <3 Czekam na więcej :D
ReplyDelete