Total Pageviews

Thursday, July 12, 2012

-piąty-


Minął miesiąc.
Pracuje w Caffe Heaven.
Spotykam się z Harrym Stylesem.
To nic poważnego... aczkolwiek, myślę, że lubimy spędzać ze sobą czas.
Chodzimy na spacery po plaży, rozmawiamy... o tak, dużo rozmawiamy... o wszystkim, opowiadam mu o swoim życiu w Londynie on mi o swoim w Barcelonie, o naszych zainteresowaniach, o rodzinie, problemach, muzyce... wszystkim... naprawdę tematy chyba nigdy nam się nie skończą. Nauczył mnie patrzeć inaczej na świat... na rzeczy wcześniej dla mnie błahe i nic nie znaczące... tak jak wtedy z tymi ludźmi w samolocie. Jest zupełnie innym chłopakiem od wszystkich których znałam do tej pory, ale nie widać tego gołym okiem... trzeba porozmawiać z nim, poznać go, od tej strony którą ukrywa przed ludźmi.
Jest godzina osiemnasta a ja właśnie kończę swoją zmianę w Caffe Heaven.
-Do jutra Quinn- żegnam się z przyjaciółką zdejmując fartuszek. Harry czeka już na mnie przy swoim stoliku przy oknie trzymając w ręce czekoladowe muffinki dla mnie i dla niego.
-Możemy iść – podchodzę do stolika i uśmiecham się szeroko poprawiając włosy.
- Super- wstał i ucałował mnie w policzek.
Robił to już miliony razy ale ja przy każdym jego dotknięciu wariuje, serce podlatuje do gardła i nie mogę powstrzymać uśmiechu. Jestem nienormalna.
- Gdzie dzisiaj idziemy ?- zapytałam, gdy wyszliśmy już z kawiarni.
- Zobaczysz- odpowiedział z buzią pełną muffinki.
Zaśmiałam się cicho i o nic więcej nie pytałam.
Codziennie zabierał mnie w jakieś nowe miejsca, bym lepiej poznała Barcelonę, bym zakochała się w niej tak jak wszyscy mieszkańcy i turyści. Czasami przyjeżdżał samochodem jeśli były to dłuższe wycieczki ale najczęściej szliśmy piechotą by mieć więcej czasu na rozmowy.
- Pokażę Ci gdzie uwielbiałem przychodzić gdy byłem mały- uśmiechnął się po czym chwycił delikatnie za rękę.
I znowu ten cholerny uśmiech, muszę wyglądać jak wariatka.
-Tu są przecież same pola - rozejrzałam po gołej przestrzeni, na której nie było zupełnie nic. Nic a nic. Po dłuższej chwili kiedy on nie odpowiadał zaczęłam się nawet bać, że wyprowadził mnie w jakieś zupełnie nie znane nikomu miejsce by nikt nie słyszał moich krzyków gdy będzie mnie zabijał.
To niedorzeczne. Czasami moja wyobraźnia wybiega daleko poza granice jakiejkolwiek normalności.
– trochę cierpliwości.- Zaśmiał się.
- Harry... ale tu nic nie ma – marudziłam co chwilę, byłam zmęczona , temperatura nawet wieczorem była nie do zniesienia, a celu naszej podróży nie było widać.
- Charlie no błagam Cię, jeśli będziesz się tak wlec to nie dojdziemy do jutra- wołał za mną gdy znalazłam się jakieś dziesięć metrów za nim nie mogąc już ujść ani kroku dalej.
- Mam dość!- krzyknęłam po czym opadłam na ziemie nie przejmując się tym iż ubrudzę sobie spodenki.
- Charlie jeszcze trochę, daj spokój nie bądź miękkim jajem!- podszedł do mnie i ukucnął obok.
- Nie ma mowy – spojrzałam na niego gniewnie- Żadne moce tego świata nie zmuszą mnie do tego bym wstała z tej jakże wygodnej ziemi !- założyłam ręce na piersi i ani mi się śniło ruszać.
- Jesteś tego pewna ? - uniósł jedną brew prowokując mnie.
- Na milion procent – zmrużyłam oczy nie spuszczając z niego wzroku by poczuł, że moje słowa są zupełnie poważne.
- A chcesz się przekonać ? - zaśmiał się.
- Jak już mówiłam żadne mo...NIE HARRY PUŚĆ MNIE !- krzyczałam gdy uwiesił mnie na swoim ramieniu.
- Co mówiłaś ? - śmiał się.
- Haroldzie Edwardzie Styles! Proszę mnie natychmiast puścić- wierzgałam nogami i biłam go pięściami po plecach.- Inaczej nie ręczę za siebie !- próbowałam mu nawet grozić ale nadal odpowiadał mi tylko jego śmiech.
W końcu poddałam się i swobodnie zwisałam na jego ramieniu czekając aż w końcu postawi mnie na ziemi pokazując to jego specjalne miejsce, ciekawe co tam jest takiego że tak mu zależy bym to zobaczyła.
W końcu mnie puścił.
Obróciłam się parę razy wokół własnej osi nie mogąc się na dziwić.
-My nadal jesteśmy na pustym polu...- skrzywiłam się.
On tylko pokręcił głową z dezaprobatą
-Widać, że jesteś miastowa- powiedział.
- Co to znaczy ? - zaczynałam się trochę irytować... nie dosyć, że wyprowadził mnie do jakiegoś buszu to jeszcze teraz ma zamiar mnie obrażać.
- To, że nie doceniasz prostoty natury... Zamknij oczy – nakazał.
- Po co ? - moja wyobraźnia znowu zaczęła pracować na najwyższych obrotach, tworząc czarne scenariusze.
- Po prostu je zamknij... nie ufasz mi ?- uśmiechnął się lekko i stanął za mną przykładając mi swoje dłonie do twarzy by zasłonić mi oczy.
- Zaczynam się zastanawiać...
- Oh Charlie... możesz się w końcu przestać gadać i zamknąć oczy ?
-Dobra... już.. mam zamknięte i co dalej ? - dobrze wiedziałam, że każde moje następne słowo irytuje go jeszcze bardziej ale był taki słodki kiedy się denerwował.
-Poczuj to miejsce... wsłuchaj się w nie- szepnął mi do ucha. A po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze i znowu ten cholerny wielki uśmiech zagościł na mej twarzy...
Nie odezwałam się... zrobiłam co kazał, po chwili zdałam sobie sprawę, że Harry ma rację. Nie muszę patrzeć mogę po prostu wsłuchać się w śpiew ptaków, w ich piękną melodię którą tylko one rozumieją a my możemy się tylko zastanawiać co ona oznacza. W grę koników polnych, w bzyczenie innych owadów, nie do końca czasami bezpiecznych dla nas, w wiatr który swobodnie rozwiewa nasze włosy sprawiając, że już wcale nie jest tak gorąco, a jest wręcz przyjemnie. Poczuć zapach traw, które wiatr rozwiewa we wszystkie strony świata, zapach różnorodnych kwiatów o cudownych kolorach... To wszystko jest takie... nieopisane... nieodgadnione...niesamowite.

- Czemu zawsze kiedy właśnie zaczynamy czuć się wolni, kiedy pod naszymi skrzydłami zbiera się wiatr i powoli unosi nas ku górze do samego nieba pojawia się coś co trzyma nas na ziemi ? I zamiast wzbić się wysoko zostajemy przykuci czy nawet powaleni przez ciężar z którym musimy się zmagać ?... - to jedno z TYCH jego pytań na które znowu nie mam odpowiedzi...
Leżymy na trawie obserwując niebo i rozmawiając na temat nieodgadnionego świata i jego dziwnych zasad. A on znowu zaskoczył mnie pytaniem, na które chyba nikt nie potrafi odpowiedzieć...
On spojrzał na mnie wyczekująco, prosząc mnie bym wyjaśniła mu owe zasady które panują na tym pieprzonym świecie.
- Nie wiem Harry... tak już jest... nie możemy mieć wszystkiego, jesteśmy tylko ludźmi, nie mamy skrzydeł, bo gdybyśmy potrafili latać w końcu chcielibyśmy coraz więcej i to by nas zgubiło... nie mamy super mocy bo też w końcu byśmy się pozabijali... ludzie na ziemi nie potrafią żyć razem a co dopiero gdybyśmy mieli takie udogodnienia jak ptaki czy superbohaterowie z kreskówek... musimy żyć w harmonii ze światem i jego cholernymi zasadami... tak już jest... Gdyby nie problemy z którymi musimy się zmagać nie bylibyśmy tymi ludźmi którymi jesteśmy teraz... każda kłoda pod nogami kształtuje naszą osobowość... kształtuje nas... No powiedz Harry... gdyby nie problemy które przeszedłeś w życiu czy byłbyś teraz takim człowiekiem ? Czy na przykład gdyby Twoja mama nie zmarła na raka płuc przestałbyś palić ? Nie, nadal uważałbyś, że to nic złego... że jesteś odporny i nieśmiertelny... - odpowiedziałam. Słowa same cisły mi się na usta... wiedziałam, że Harry nie lubi rozmawiać o swojej mamie... ale to był doskonały przykład.
Nie odezwał się.
-Przepraszam.. nie powinnam zaczynać – zrobiło mi się przykro. Czasami powinnam ugryźć się w język.
- Masz racje... gdyby nie to wszystko co się stało w moim życiu.. pewnie byłbym zupełnie inny. - w końcu spojrzał na mnie i uśmiechnął się blado.
- Myślę, że Twoja mama jest z Ciebie dumna – powiedziałam wpatrując się w czyste niebo.
- Oby.

Gdy zaczęło robić się już ciemno, postanowiliśmy wrócić do domu. Szliśmy zupełnie inną drogą, śmiejąc się bez przerwy i opowiadając sobie śmieszne historie z naszego życia. Cały czas się poznajemy. I to jest piękne.

- Patrz jaki ładny dom- pokazałam palcem na budynek obok którego przechodziliśmy.
- I ktoś się w nim całkiem dobrze bawi- zaśmiał się chłopak zauważając parę dorosłych ludzi całujących się na oświetlonym tarasie.
Jako, że jesteśmy tylko nastolatkami z głupimi pomysłami, podeszliśmy bliżej bo zobaczyć więcej. Na palcach jak najciszej podeszliśmy do ogrodzenia i śmiejąc się cichutko obserwowaliśmy owych ludzi. Nagle Harry gwizdnął i głośno się zaśmiał. Para odwróciła się napięcie a mi zrobiło się niedobrze.
-O mój Boże!- zatkałam sobie usta ręką by nie krzyknąć.
- Co się stało ?- zapytał Harry zatroskanym głosem.
Odwróciłam się, gdyż ten widok był ponad moje siły, mimowolnie zaczęłam płakać, łzy ciekły po moich policzkach i zupełnie nad tym nie panowałam.
Harry był zdezorientowany, zupełnie nie wiedział co się stało, ale mimo to próbował mnie pocieszyć, objął mnie ramieniem i co chwilę ocierał z łeb mokre policzki.
Nie wiem po jakim czasie przestałam szlochać, zauważyłam tylko, że światło na tarasie owego domu zgasło a po chwili samochód który stał na podjeździe odjechał w stronę miasta.
- Powiesz mi co się stało ? - spróbował znowu.
- To … to był mój tata- odpowiedziałam – Ten facet na tarasie... z tą kobietą... to był mój tata- znowu zaczęłam płakać, tym razem głośniej. Harry nie odpowiedział. Był tak zszokowany sytuacją, że nie wiedział co powiedzieć.
Siedzieliśmy w ciszy, ja szlochałam, on mnie pocieszał tak długo, że zrobiło się całkiem ciemno, mój telefon wibrował w kieszeni a ja nie zwracałam na niego żadnej uwagi. Cały czas miałam przed oczami mojego ojca zabawiającego się z jakąś kobietą.... A więc to tutaj jest to jego cholerne wydawnictwo...
- Może... odprowadzę Cię do domu ? - zaproponował Harry gdy przyszedł czas żebyśmy w końcu stąd poszli.
- Tak... - odpowiedziałam i wstałam z ziemi otrzepując spodnie.
Chłopak chwycił mnie w pasie i powoli ruszyliśmy w stronę mojego domu.
- Nie martw się, wszystko się ułoży- szepnął tylko do mojego ucha.
Resztę drogi pokonaliśmy nie odzywając się do siebie, słychać było tylko czasami moje pociąganie nosem i cichy szloch. To było straszne.

Gdy doszliśmy do domu, samochód mojego taty stał na podjeździe, nagle cały smutek gdzieś wyparował a na jego miejsce wskoczyła złość... miałam ochotę wykrzyczeć ojcu co widziałam i co o tym wszystkim myślę.
Jednak po chwili postawiłam na zupełnie inny plan.
Stwierdziłam, że będę dawać ojcu znaki iż wiem o jego małej tajemnicy i obserwować jego zachowanie... w końcu sam pęknie i się przyzna...
Tak to bardzo dobry plan... muszę jeszcze wtajemniczyć w to Ryana... on mi pomoże.




***
I jestem, tak jak obiecałam rozdział dodany bardzo szybko ;)
mam nadzieję, że się cieszycie ;)
jeśli wam się podoba skomentujcie ;) każde wasze słowo motywuje mnie do dalszego pisania ;)
Następny po przekroczeniu 2 tys. odwiedzin ;)

Monday, July 9, 2012

-czwarty-


Droga Libby
Jest szósta rano a ja czuję wielką potrzebę napisania do Ciebie. Słońce już dawno wzeszło a na niebie widnieją śliczne różowo-niebieskie chmury. Patrząc na nie, myślę o Tobie. Brakuje mi tutaj Ciebie... Naszych rozmów, żartów... wszystkiego. Czuję się jakbym zgubiła gdzieś cząstkę siebie. To dziwne i przytłaczające uczucie, które gnębi mnie straszliwie a dzieje się tyle rzeczy przez które powinnam być szczęśliwa. 
Pewnie jesteś ciekawa... więc nie przedłużając opowiem Ci wszystko.
Wczoraj spotkałam się z Zaynem... był miły.. naprawdę... i jako, że jestem tą cholerną niepoprawną romantyczką czułam, że między nami coś iskrzy... jednak to piekielne słońce chyba dało mi się we znaki gdyż poznałam wczoraj jego dziewczynę Connie, sympatyczna nie przeczę ale jednak trochę mnie to zasmuciło.. czułam przecież motyle w brzuchu to coś podobno znaczy... aczkolwiek nie jestem pewna już co do tych motyli ponieważ poznałam również jego przyjaciela Harrego. Libby gdybyś go zobaczyła... jadowicie zielone oczy, przesłodkie loki, uśmiech niczym z reklamy Colgate, i przepiękne niespotykane u mężczyzn dłonie... a przecież wiesz, że to pierwsza część ciała na jaką zwracam uwagę. Przy nim też to poczułam. Czy to nie dziwne ? Motyle w brzuchu dwa dni pod rząd ?
Paranoja.
Zayn zaprowadził mnie wieczorem na plażę gdzie odbywało się ognisko w gronie jego przyjaciół. Tam właśnie go poznałam... nigdy nie zapomnę jak to ognisko odbijało się w jego oczach.
Nie działo się w sumie nic szczególnego... niekończące się tematy do rozmów, parę piw i miliony wypalonych papierosów. Gdy wszyscy już się rozchodzili ja usiadłam sobie na brzegu pozwalając by woda zamoczyła mi stopy i patrzyłam na morze wsłuchując się w jego melodie, nagle obok mnie usiadł Harry, czułam na sobie jego spojrzenie ale ja nie odrywałam wzroku od morza... nie musiałam go widzieć.. jego twarz wyryła się w mej pamięci tak dokładnie że mogłam ją sobie wyobrazić na tle białych grzbietów fal. Po chwili usłyszałam jak kładzie się na piasku wypuszczając ze świstem powietrze, wtedy odważyłam się na niego spojrzeć... uśmiechnął się promiennie i obserwował niebo, ułożyłam się obok niego szukając punktu w który on się wpatrywał, w pewnym momencie przelatywał nas nami samolot a on zapytał : '' Zastanawiałaś się kiedyś co robią na co dzień ludzie siedzący w samolotach lecących nad nami ?'' .
Zaskoczył mnie, bo tak naprawdę nigdy nawet nie pomyślałabym żeby się nad tym zastanowić. Nie odpowiedziałam, więc on kontynuował '' Wyobrażam sobie biznesmena, który całe życie się spieszy.. który przekłada karierę ponad rodzinę, codziennie wysyła sms zmęczonej żonie z informacją iż nie zdąży wrócić na czas, znów przeprasza swe dzieci, za kolejną niespełnioną obietnicę zagrania z nimi w baseball. Przesyła im co miesięczną wypłatę z nadzieją iż to odkupi jego winy''
Nadal leżałam zszokowana tą rozmową lecz postanowiłam w końcu się odezwać '' Nigdy nad tym nie myślałam''
W tym momencie pewnie wybuchasz śmiechem... tak wiem.. to było głupie... liczył na jakąś błyskotliwą myśl a ja zrobiłam z siebie idiotkę... cóż... nic nowego, prawda ?
Zaśmiał się tylko cicho i nic nie powiedział... nie wiem ile tam leżeliśmy zupełnie się do siebie nie odzywając... w każdym razie kiedy stwierdziłam, że pora wrócić do domu słońce zaczynało już wschodzić, podniosłam się otrzepując sukienkę z piasku a po chwili i on wstał.
I znowu staliśmy jakiś czas w ciszy wpatrując się w siebie jakby chcąc zapamiętać każdą sekundę spędzoną w swoim towarzystwie... [ chyba czytam za dużo romansów (?!)] Wyciągnęłam do niego dłoń z zamiarem pożegnania się, on uścisnął ją wypowiedział symboliczne '' Do Zobaczenia'' i odszedł.
Od tej pory nie ma chwili bym nie wyobrażała sobie innego scenariusza tej nocy...
Nie ma chwili by moja wyobraźnia nie dotykała jego zaróżowiałych policzków...
Nie ma chwili bym nie chciała go... ekhem... nie ważne.
To co zrobiłam było żałosne... Tępa idiotka ze mnie i tyle.
Mam nadzieję, że jakoś w najbliższym czasie doczekam się listu od Ciebie... jestem ciekawa co dzieję się w Londynie i co robisz gdy mnie nie ma.

Tęsknie za Tobą bardzo.
Twoja przyjaciółka
Charlie xx


Zapakowałam list w ozdobną kopertę zaadresowałam i zaniosłam na dół do kuchni, kładąc go na stole, by mama przy okazji zaniosła go na pocztę.
Tata siedział na tarasie i czytał poranną gazetę, spoglądając na zegarek zdałam sobie sprawę iż spędziłam nad listem do Libby bite dwie godziny. Nawet nie zauważyłam upływającego czasu.
-Dzień dobry- przywitałam się z nim siadając obok.
-Dzień dobry, wcześnie wstałaś – odpowiedział.
-Nie tato, ona dopiero wróciła – z domu wyszedł Ryan z uśmiechem na twarzy.
Ojciec spojrzał na mnie wymownie ale nic nie powiedział, cieszył się pewnie iż tak szybko za klimatyzowałam się w nowym miejscu.
- Co masz zamiar dzisiaj robić ? - zapytał odstawiając gazetę i okulary na stół.
- Chyba pójdę poszukać pracy... nie mogę przecież ciągle siedzieć w domu – uśmiechnęłam się.
Wypytywał mnie jeszcze o coś w stylu czy mam coś na oku, albo czy mam jakieś specjalne wymagania co do miejsca pracy. Opowiedziałam mu tylko o tej ślicznej kawiarni w której byłam wczoraj z Zaynem i to właśnie tam mam zamiar dzisiaj się udać.

Wracając do swojego pokoju natknęłam się na Zayna, który właśnie rozpoczynał dzień pracy w moim domu.
-Cześć – przywitał się- Słyszałem o Twoim nocnym podziwianiu morza- uśmiechnął się znacząco.
Skrzywiłam się na wspomnienie sytuacji w której wyszłam na totalną kretynkę.
-Harry Cię polubił... - dodał po chwili.
-Przepraszam, śpieszę się- przestraszyłam się owych słów i szybko uciekłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi.
Boże, Charlie... dlaczego ty zawsze robisz z siebie szajbuskę ?

Włączyłam płytę Soul Asylum i przy dźwiękach '' runaway train'' wzięłam prysznic. Uszykowałam się na wyjście i już po godzinie byłam gotowa na to by starać się o pracę w Caffe Heaven.
Wychodząc powiadomiłam tylko rodziców, że nie wiem o której wrócę i wyszłam.

Stałam przed drzwiami do kawiarni dobre pięć minut zastanawiając się czy aby na pewno nadaję się do tej pracy.
Czy mam cierpliwość do rozkapryszonych klientów, lub czy moja koordynacja ruchowa jest prawidłowo rozwinięta by nie przewracać się co chwilę z kubkami napojów lub talerzami pełnymi słodkości, albo czy jestem na tyle silna psychicznie by nie pochłonąć zamówienia sama.
W końcu gdy się odważyłam weszłam do środka.
Wzrokiem odszukałam jakiegoś pracownika...
-Dzień dobry... ja w sprawię ogłoszenia które wisi na drzwiach, nadal kogoś poszukujecie ?- próbowałam być pewna siebie ale jak zawsze w takich sytuacjach trzęsły mi się ręce.
-Owszem, zaprowadzę Cię do kierownika, będziesz mogła z nim porozmawiać- dziewczyna miło się do mnie uśmiechnęła i zaprowadziła mnie do dębowych drzwi biura kierownika.
Na drzwiach widniała złota tabliczka z nazwiskiem '' Jack Wilson ''
Nie pewnie zapukałam i czekałam na reakcje.
-Proszę – usłyszałam po chwili i lekko uchyliłam drzwi.Dzień dobry... ja w sprawię pracy – przywitałam się.
-Wejdź – odpowiedział mężczyzna w podeszłym wieku w błękitnej koszuli. Odłożył papiery które miał w ręcę i wygodniej rozłożył się na czarnym, skórzanym fotelu, zakładając ręce na dość dużym brzuchu.
Usiadłam na krześle naprzeciwko niego i czekałam na jakiekolwiek słowo z jego strony.
- A więc jesteś zainteresowana pracą w mojej kawiarni ?- rozpoczął.
- Tak, dopiero co wprowadziłam się do Barcelony z Londynu i bardzo chciałabym tutaj pracować- uśmiechnąłem się.
Mężczyzna wydawał się być bardzo miły więc czułam się w jego obecności dość swobodnie.
-Ile masz lat ? - zapytał
-osiemnaście – odpowiedziałam.
Zrobił ze mną szybki wywiad typu '' dlaczego chcesz pracować akurat u nas ?'' albo '' masz jakieś doświadczenie w pracy w kawiarni ?''
Na wszystko odpowiadałam bardzo pewnie więc pewnie dlatego jego ostatnie zdanie brzmiało .
- Witamy w załodze Caffe Heaven. Zaczynasz od jutra.
Moja radość była przeogromna, miałam wręcz ochotę wyściskać mężczyznę ale w porę się opamiętałam.
Podziękowałam serdecznie i już miałam wychodzić gdy on mnie zatrzymał.
- Jutro... godzina dziewiąta, Quinn da ci strój roboczy i pokaże Ci wszystko – uśmiechnął się po czym wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
- I jak ? -zapytała mnie dziewczyna która zaprowadziła mnie do kierownika  
- Dostałam tą pracę – prawie wykrzyknęłam.
- To super- odpowiedziała – Quinn – podała mi rękę przedstawiając się.
- Charlie... szef powiedział, że to Ty mi jutro wszystko tu pokażesz i wyjaśnisz
-Nie ma sprawy, to do jutra... ja muszę wracać do pracy- uśmiechnęła się po czym wróciła do swoich zajęć a ja udałam się do domu, by podzielić się ze wszystkimi tą radosną nowiną.

Jednak gdy dotarłam do domu nikogo prócz Francesci w nim nie zastałam. Dowiedziałam się, że tata pojechał do wydawnictwa, mama na zakupy a Ryan... hm... nikt nigdy nie wie gdzie on się podziewa.
Postanowiłam więc przebrać w strój kąpielowy nałożyć na siebie zwiewną plażową sukienkę i ruszyć na plażę by opalić swe blade ciało.
Spakowałam do torby książkę, Ipoda, ręcznik, krem i butelkę smakowej wody mineralnej i ruszyłam w stronę plaży.
Mój humor był cudowny, więc szłam podśpiewując pod nosem ulubione piosenki...

Gdy w końcu znalazłam odpowiednie miejsce by rozłożyć swój ręcznik, ułożyłam się wygodnie rozpoczynając rozsmarowywanie kremu na skórze.
- A może posmarować pani plecki ? - usłyszałam zza siebie.
-Cześć Louis- od razu rozpoznałam głos chłopaka poznanego wczoraj na ognisku.
-Skąd wiedziałaś, ze to ja ? - usiadł obok mnie z miną zbitego psa.
- Ciebie nie da się pomylić z nikim innym – uśmiechnęłam się do niego.
-Jeśli to był komplement to bardzo dziękuję – zaśmiał się.
Porozmawialiśmy chwilę o bzdurach po czym on niestety musiał już wracać do pracy w Beach Bar.
Ja więc otworzyłam książkę na stronie na której ostatnio skończyłam i nie zdążyłam przeczytać nawet jednego zdania gdy koło mnie znów ktoś usiadł...
Nie ma tutaj nawet chwili spokoju...
Ale gdy zobaczyłam kto to był od razu zmieniłam zdanie i uśmiechnęłam się szeroko.
-Cześć Charlie … - przywitał się lokacz przez którego moja wyobraźnia wariuje...
-Cześć Harry...




***
PRZEPRASZAM, że tak długo nic nie dodawałam... 
ale miałam kompletny zastój... codziennie siedziałam nad zeszytem próbując skleić jakiekolwiek zdanie ale nic z tego nie wychodziło... miałam zupełną pustkę w głowie....
Dzisiaj jednak to się zmieniło... jadąc w samochodzie doznałam olśnienia i już tam układałam zdanie tworząc w głowie odcinek który w końcu mi się spodoba. 
Ten chyba będzie moim ulubionym... końcówka trochę mi nie wyszła... gdyż jest nudna i przewidująca... ale jest juz dosyć późno więc wybaczcie mi.
Następny postaram się napisać wcześniej ;P
Miłych wakacji ;)